To nasza druga Wielkanoc we Włoszech. I znowu nad jeziorem. To także nasza kolejna wizyta we Włoszech w ciągu 12 miesięcy. Było już Como – rok temu pisałam o tym w tekście Włochy po ludzku. Później Garda – z okazji listopadowego półmaratonu (Włoski raj). Teraz czas na mniejsze, mniej popularne, ale nie mniej urokliwe Lago d’Iseo, o które nawet na forach miłośnicy Włoch pytają znacznie rzadziej. To dla mnie wystarczający powód, by wybrać Jezioro Iseo za cel kolejnej podróży do Włoch. Święta Wielkanocne plus kilka dodatkowych dni urlopu i można cieszyć się odpoczynkiem przed sezonem turystycznym, z dala od najpopularniejszych miejsc. To mój sposób na wypoczynek we Włoszech poza sezonem i poza głównymi szlakami oraz na poznanie niedocenianych miejsc.
Inne kryterium wyboru jest bardzo proste – tani bilet lotniczy do Bergamo i nowy adres, łatwo dostępny z lotniska dzięki komunikacji miejskiej. Wciąż nie jestem przekonana do wypożyczania samochodu.

Kierunek: Jezioro Iseo

I dokładnie te warunki spełnia Jezioro Iseo. Można tam dotrzeć w ciągu godziny autobusem z Bergamo, oba miejsca dzieli zaledwie 30 kilometrów. Przygotowując się do tego wyjazdu i wędrując myszką po googlowej mapie, odkryłam wioskę z widokiem na jezioro. Wioskę położoną 600 metrów wyżej, na płaskowyżu, ale z górami w pobliżu, z piękną panoramą. W dole jezioro Iseo i wyspa Monte Isola. Cisza i spokój w pakiecie, a dodatkowo gospodarstwa produkujące sery z krowiego mleka. Niewielkie Bossico, do którego prowadzi kręta i wąska droga, ma własną stronę internetową, a tam dwie informacje, które przekonały mnie do wyjazdu.

Bossico – dla aktywnych miłośników serów

Bossico mimo, że niewielkie (zgodnie z Wikipedią w 2009 roku w Bossico mieszkały 982 osoby), może się pochwalić wieloma ścieżkami, trasami i szlakami. Swoje drogi znajdą tu miłośnicy spacerów, trekkingu i nordic walking oraz rowerzyści. Pomysłów na krótsze i dłuższe wycieczki nie brakuje, a górującą nad wsią górę Colombina można podziwiać z wielu miejsc. W kwietniu tłumów w Bossico jeszcze nie ma, a to oznacza szansę na poznanie ciekawego i mało popularnego miejsca. Slow tourism w czystej postaci. I nie zawiodłam się – podczas kwietniowego, wielkanocnego pobytu byliśmy w Bossico jednymi z niewielu turystów. Nie działała informacja turystyczna, a my mimo braku znajomości języka włoskiego o najpotrzebniejsze informacje pytaliśmy miejscowych i nawiązywaliśmy kontakty w lokalnych sklepikach, podczas zakupów serów i wina.

Sery z Bossico i nie tylko

Krótkie poszukiwania w sieci i już przed wyjazdem wiedziałam, że raz w tygodniu w Bossico odbywa się targ, na którym można kupić lokalne produkty. Czyli sery! Ten targ to co prawda kilka samochodów, które krętą drogą dojeżdżają do wsi z widokiem na Jezioro Iseo, ale dla mnie to wystarczający powód, by pierwszego dnia po przylocie zerwać się rano z łóżka. Przy samochodzie wypełnionym serami, ale także wędlinami i pieczywem przyklejam nos do witryny. Niektóre z produktów rozpoznaję, inne to dla mnie nowość. Przepuszczam dwie Włoszki i oczywiście podglądam co kupują.

Mimo bariery językowej wracam do domu z kilkoma rodzajami sera, wędliną, słodkimi rogalikami i pieczywem. Zapowiada się prosta włoska uczta. Jaka szkoda, że taki targ odbywa się tylko raz w tygodniu. Na szczęście tego samego dnia odkrywamy gospodarstwo agroturystyczne, a przed nim kilka stołów zajętych przez mieszkańców wsi. Grają w karty, rozmawiają i po prostu spędzają wieczory z widokiem na Monte Colombina. Skoro są Włosi, to jest i włoskie wino, sery i ravioli. Nie pytajcie z czym – niestety nie zrozumiałam, ale … zjadłam ze smakiem.

Jak spędzić sześć dni we wsi Bossico i się nie nudzić

Jeśli mamy nie przytyć to powinien być aktywny wypoczynek w Bossico. Jako miłośnicy włoskich gór, na pierwszy dzień pobytu planujemy rekonesans okolicy oraz górujący nad wsią szczyt Colombina. Monte Colombina ma 1459 metrów wysokości i na jej wierzchołku od 1951 roku znajduje się żelazny, ponad ośmiometrowy krzyż, który upamiętnia Rok Święty 1950. Wygrawerowano na nim napis „Z Colombiny krzyż ochroni Bossico”. Na szczyt prowadzi kilka dróg, a jej charakterystyczny wierzchołek jest najlepszym kierunkowskazem. W Bossico można wybrać drogę 552 lub 553, by dotrzeć do punktu widokowego albo do Kaplicy San Fermo. Stamtąd droga na szczyt to już krótkie podejście. W ciągu pół godziny pokonuje się ostatnie dwieście metrów w pionie.

Tydzień przed naszym przyjazdem w tej okolicy spadł śnieg i widoczny z podejścia na Colombinę kolejny szczyt – Monte Alto – jest wciąż lekko przyprószony śniegiem.

Na Monte Colombina wybraliśmy się dwa razy – zaraz po przyjeździe i w Wielkanocny Poniedziałek. Za pierwszym razem byliśmy sami, za drugim – na szczycie w świątecznym nastroju odpoczywała i biesiadowała grupa Włochów. Było wino i charakterystyczne wielkanocne ciasto.

Rifugio Magnolini i Monte Alto

Widok Monte Alto, rzut oka na mapę i szybko podejmujemy decyzję o podejściu do schroniska Rifugio Magnolini i wejściu na Monte Alto. Wracamy więc do głównego szlaku, a stamtąd drogą nr 555, a później 551 docieramy do schroniska. Wygląda na to, że jesteśmy tu sami. Im wyżej tym pojawia się więcej śniegu – może już po raz ostatni tej wiosny – ale także krokusy. Do tego miejsca z wioski to około 3-4 godziny wędrówki. Czas zależy czy wejdziemy czy ominiemy Monte Colombina. Rifugio Magnolini to schronisko, które zainaugurowało działalność w 1948 roku, i jest otwarte od połowy czerwca do końca września, a w pozostałe miesiące – tylko w weekendy. Elektryczność doprowadzono tu dopiero w 2002 roku, ale dziś pracownicy dojeżdżają pod drzwi terenowym samochodem. Ze schroniska na Monte Alto to już zaledwie pół godziny wędrówki.

Może to nie jest wybitny szczyt – Alto ma 1721 metrów wysokości – ale mamy stąd widok na całą okolicę. Do Bossico wracamy drogą nr 551 i 558. Tę ostatnią bardzo polecam – trawersuje zbocze Colombiny i pozwala podziwiać ciekawe formacje skalne. Na koniec docieramy do gospodarstwa Cinque Abeti, gdzie relaksujemy się przy domowym, chłodnym winie. Cena – 4 euro za litrową karafkę – nie jest jego jedyną zaletą.

Monte Pora – nie najpiękniejsza, ale najwyższa w okolicy

Podczas tego wyjazdu nie mam potrzeby szukać bardziej wymagających szlaków i wybitnych szczytów. Wystarczą mi cisza, szlaki i widok na jezioro. W  pobliżu mamy jeszcze do zdobycia Monte Pora. Zimą to centrum narciarskie z kilkoma wyciągami. Wybieramy najdłuższą możliwą drogę, bo przecież nigdzie nam się nie spieszy. Schodzimy do doliny – Valle di Supine, a stamtąd najpierw drogą 559A, a później 559 docieramy w okolice Rifugio Magnolini. Dokładnie mówiąc obchodzimy całe zbocze Monte Alto. Szlak raz schodzi w dół, raz wspina się, to znowu trawersuje stok i tak kilka razy. Na leśnej ścieżce, którą wędrujemy kilka godzin, nie spotkaliśmy jednak nikogo. Turyści pojawiają się dopiero przy schroniskach, których w okolicy Monte Pora jest sporo.

Jest wielkanocna niedziela i Włosi wraz z całymi rodzinami przyszli tu na świąteczny obiad. To im wystarczy, mało kto wybiera się tam gdzie my. Na kolejnej więc górze (1880 m n.p.m.) w samotności podziwiamy więc widoki na góry i oczywiście na Lago Iseo. Prawie w samotności, bo kilka metrów obok opala się na śniegu pewien Włoch. Wracamy do Bossico Valle di Supine, a później szlakiem z Ceratello, o którym będzie tu jeszcze mowa.

Nie ma wyjazdu w góry bez poszukiwania właściwego szlaku

Ta wycieczka to wędrówka pod znakiem zgubionych i odnalezionych szlaków. Zgodnie z planem ruszamy z Bossico szlakiem nr 553A w stronę Cima Trifone, po drodze znajdujemy jednak nową nieoznakowaną drogę, i trochę szybciej niż planowaliśmy wchodzimy na inny szczyt – Monte Torrione. Widok mamy oczywiście na Jezioro Iseo. Dalszy plan to dotarcie pod Monte Colombina i szlakiem nr 555 na przełęcz. Na mapie wyraźnie widać ścieżkę, którą można zejść do Valle di Frucc. Planujemy przejść wzdłuż pięknej ściany i wrócić na główny szlak. Ścieżkę z łatwością znajdujemy, początek nie jest może najprzyjemniejszy, bo mało uczęszczany szlak przykryty jest grubą warstwą ubiegłorocznych liści. Momentami zapadam się aż po kolana. Valle di Frucc to piękna, pusta dolina. Wędrujemy głównie korytem wyschniętego potoku. Woda pojawia się dopiero wyżej.

Wędrujemy i wędrujemy i właściwie nie wiem czemu zignorowałam wówczas słabo widoczne, ale jednak widoczne znaki kierujące do schroniska. Ot, ścieżka prowadziła dalej wzdłuż potoku, a ja po prostu poszłam nią, omijając skręt w prawo. Dopiero, gdy ściana wzdłuż której wędrowaliśmy właściwie się skończyła uznałam, że to dobry moment, by wrócić na grań. Ścieżka co prawda nadal była, ale już nie tak wyraźna, a wraz z pojawieniem się śniegu dostrzegłam na niej coraz liczniejsze ślady zwierząt, szczególnie dość charakterystycznych łapek i łap. Zwierzęta maszerowały ścieżką, a ja za nimi. Nie ma znaków, nie bardzo wiadomo gdzie jesteśmy, tylko kierunek wydaje się zgadzać. I papierek po cukierku świadczy o obecności w tym miejscu innych ludzi. Już dawno minął wyznaczony w myślach czas, po którym jeśli nigdzie nie dojdziemy, to zwyczajnie zawracamy. Zamiast zawracać idziemy jednak w górę.

Może za tymi drzewami, może jeszcze kilka metrów wyżej i zobaczę coś co pozwoli mi trafić na główny szlak – myślę. Dobrze, to jeszcze kawałek, a potem zawracamy – zapada decyzja. I właśnie wtedy, gdy podążamy na przełaj przez las, leśna przecinka okazuje się leśną, wygodną drogą. Obieramy kierunek w górę i trafiamy na szlakowskaz. Jesteśmy w domu. A dokładniej jakieś kilkadziesiąt minut od znanego nam już schroniska Magnolini, czyli jakieś dwie godziny od domu. Nie jest to dobry przykład do naśladowania, ale powoli zaczynam się przyzwyczajać, że poszukiwanie szlaku podczas górskiego wyjazdu to już taka nasza mała tradycja.

Bossico to nie tylko góry

Mając Lago Iseo niemal na wyciągnięcie ręki nie mam zamiaru spędzić całego wyjazdu w górach. Kusi też wyspa Monte Isola i włoska kuchnia, o którą w Bossico przed sezonem jest dość trudno.
Druga część będzie więc nie tylko dla miłośników gór. To także okazja, by dowiedzieć się co robić w najbliższej okolicy, nawet nie mając samochodu i korzystając tylko z własnych nóg i włoskiej komunikacji.