Kolejny pomysł na góry i wycieczki dla miłośników Lecco

I ponownie jesteśmy w Lecco. Nie no, ile można. I jeszcze pewnie idziemy w góry? Ależ oczywiście! I tylko nie mów, że masz pomysł na zupełnie nową wycieczkę. A jakże! Tym razem naszym celem jest polecany przez pracowników informacji turystycznej kościół San Pietro al Monte i położone powyżej szczyty: Cornizzolo, Monte Rai, Corno Birone i Monte Prasanto. I jeszcze nasze własne odkrycie – raj dla miłośników geologii.

Start – prawie w Lecco. Czyli najpierw udajemy się na dworzec kolejowy, wydajemy niewiele więcej niż na kawę czyli 1,8 euro i po ośmiu minutach podróży wysiadamy na drugiej stacji czyli w Civate. Na początek okolica jest mało górska, jakieś tereny fabryczne, ruchliwa droga i miasteczko. Trzeba tylko dostać się na drugą stronę i odnaleźć drogę, która prowadzi do opactwa San Pietro al Monte na wysokości 650 metrów n.p.m.

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć?

Bazylika San Pietro al Monte – miejsce na piknik czy miejsce duchowych uniesień?

To cel wielu wycieczek i trudno się dziwić bo miejsce jest urokliwe, podobno przy dobrej pogodzie można wypatrzyć Mediolan. Tereny wokół opactwa to także popularne miejsce piknikowe. I trudno się dziwić – widoki piękne, a odległość niewielka – zaledwie godzina marszu z Civate. Z trasy można podziwiać cudowne jezioro Annone, Resegone i Monte Barro.

Listopadowy dzień i środek tygodnia to gwarancja ciszy i samotności. Jeśli więc chcecie podziwiać nie tylko widoki, ale także wnętrze Bazyliki to zdecydowanie trzeba się tu wybrać w niedziele. San Pietro al Monte jest udostępniona do zwiedzania w niedziele od 10.00 do 12.00 i od 13.00 do 16.00, a od marca do października także w soboty od 10.00 do 12.00 i od 13.00 do 15.00. Dodatkowo w Bazylice odbywają się uroczystości religijne w każdą pierwszą niedzielę miesiąca.

My jednak po krótkiej przerwie idziemy dalej. Czterysta metrów wyżej znajduje się schronisko Marisa Consiglieri (1050 m n.p.m.), a kolejne 200 metrów dzieli nas od szczytu Cornizzolo (1246 m n.p.m.). Rifugio zainaugurowało działalność 24 lipca 1960 r. i w weekendy oferuje nocleg dla maksymalnie 16 osób. Tym razem jednak drzwi schroniska są zamknięta, a schronić przed wiatrem można się tylko w bezobsługowej, całorocznej sali. Kanapka, gorąca herbata i ruszamy w kierunku szczytu.

Monte Cornizzolo 1246 m – coś dla miłośników przestworzy

Monte Cornizzolo to góra położona między prowincją Como, a prowincją Lecco w Lombardii, w północnych Włoszech. Góra jest dobrze znana fanom paralotniarstwa i jest dla nich dostępna praktycznie przez cały rok. Przed chwilą oglądałam zdjęcia zrobione w styczniu i na szczycie nie było ani grama śniegu, a dzień był piękny i słoneczny. Jeśli tylko wieje wystarczająco mocno, to nic tylko korzystać. Podejście z przełęczy i schroniska to zaledwie 200 metrów w pionie bardzo przyjemną ścieżką. I trwa nie więcej niż pół godziny.

Na szczycie spotykamy grupę włoskich emerytów – coraz częściej marzy mi się moja własna emerytura właśnie w tym miejscu. W sumie to potrzebuję tylko kawy, pasty, wina i gór do szczęścia. Zdecydowanie zaniżamy średnią wieku na szczycie (jeszcze zaniżamy), więc krótka sesja fotograficzna jest okazją do wymiany angielsko-włosko-niemieckich uprzejmości. Tradycyjnie już polscy turyści poza sezonem w okolicach jeziora Como, budzą spore zainteresowanie. I jak tym przemiłym panom wytłumaczyć, że mam tu bliżej niż w Tatry, a włoska kuchnia smakuje mi bardziej niż pseudogóralskie specjały.

Wracamy na przełęcz i do schroniska i kierujemy się w stronę rogów, czyli znanych nam z poprzedniej wycieczki trzech szczytów Corni di Canzo.

Po drodze wchodzimy na Monte Rai (1259 m), Corno Birone (1116 m) i Monte Prasanto (1244 m) z charakterystyczną i widoczną z wielu miejsc wieżą / nadajnikiem. Stąd już zaledwie kilka minut marszu i stajemy oko w oko z niezwykłą geologiczną atrakcją. I nie mamy jeszcze pojęcia, że najlepsze dopiero przed nami.

Dalej Ci się podoba?

Zapraszam na moją stronę na Facebooku 😀

Sasso Malascarpa prawie jak Chiński Mur

Sasso Malascarpa to nie jest Wielki Mur Chiński, jak można przeczytać we włoskim przewodniku, ale imponujące dzieło natury. Wygląda niczym skalista płaskorzeźba, a jednak w żadnym stopniu nie jest wynikiem działalności człowieka, a jedynie przyrody.

Sasso Malascarpa znajduje się pomiędzy Corni di Canzo i Monte Cornizzolo i jest jednym z obszarów o największym znaczeniu geologicznym, geomorfologicznym i paleontologicznym w Lombardii. Jego znaczenie dla środowiska zostało również docenione przez region Lombardii, który w 1985 r. ogłosił go rezerwatem przyrody geomorfologicznej i krajobrazowej.

Diabły, czarownice czy jednak morskie żyjątka?

Sasso Malascarpa to gruba warstwa wapienia przechylona do pozycji pionowej przez ruchy tektoniczne podczas orogenezy alpejskiej. Dawno, dawno temu ta ściana stanowiła dno morza. Nasza wąska i nie zawsze wyraźnie widoczna ścieżka prowadzi teraz stromo w dół. Na szczęście nie brakuje biało-czerwonych znaków na drzewach. Trudno równocześnie patrzeć pod nogi i w górę, dlatego tak powoli posuwamy się w dół. Po naszej lewej stronie podziwiamy niezwykłą skalną formację.

Przez kolejne wieki te skały wystawione były na działanie czynników atmosferycznych, które nadawały im kształt, rzeźbiąc bruzdy i rozpuszczając wapienne skały. Szczególnie górna część Sasso Malascarpa składa się z efektownych pionowych i poziomych szczelin. Wąskie i głębokie rowki wyglądają niczym ślady pozostawione na ziemi przez koła wozu. Tajemnicza ściana tylko pobudzała wyobraźnię ludzi. Wystarczy dodać, że zatopione w skale skorupy małży jednym przypominały kształtem serca, innym diabelskie kopyta albo odciski kopyt koni, na których według popularnych legend, czarownice urządzały sobie przejażdżki po tych niedostępnych ścianach. Ślady czarownic, zdaniem niektórych uczonych, można znaleźć także w nazwie wzgórza „Sasso Malascarpa”. To zniekształcenie nazwy „Sass de la mascarpa”, a wywodzące się z lombardzkiego dialektu słowo „masca” oznacza właśnie „czarownice”.

To także raj dla miłośników fauny i flory. Oprócz puchacza mieszka tu 10 różnych gatunków nietoperzy, które znajdują idealne schronienie w skalistych wąwozach i lasach, rzadko odwiedzanych przez ludzi.

Po czarownicach czas na coś słodkiego

Niżej czeka nas kolejne odkrycie – dropsy (takie słodkie cukierki z dzieciństwa) albo krople San Tomaso. Przez kilkaset metrów nasza ścieżka wiedzie po drobnych, luźnych kamieniach. Jeden nieostrożny krok i można się przejechać w dół. Zresztą sama zaliczyłam taki niekontrolowany ślizg zakończony lądowaniem telemarkiem. Poniżej ścieżka jest już zdecydowanie bardziej wygodna i doprowadza nas do znanego już z poprzedniej wycieczki kościółka San Tomaso. Stąd przyjemny spacer i jesteśmy z powrotem w Valmadrera.

Lecco i Jezioro Como – raj dla odkrywców

Ile razy pojadę jeszcze nad Como? Trudno powiedzieć. Co prawda zapieram się, że niezbyt szybko… ale i tak, co jakiś czas sprawdzam ceny biletów lotniczych. I pewnie jak się trafi super okazja, to nie powiem nie. Tym bardziej, że niektóre z miejsc, odkrytych podczas naszego listopadowego urlopu, chętnie zobaczyłabym ponownie. A ile ścieżek zostało tam jeszcze do odkrycia… wiedzą tylko Włosi!