Co łączy Czechy (Republikę Czeską) i Włochy? Znalazłam 10 podobieństw!
Dwa kraje są mi bardzo bliskie. I dostrzegam w nich wiele podobieństw. Choć oba dzieli kilkaset km, a na pierwszy rzut oka możesz pomyśleć: podobieństwa?! Jakie podobieństwa?! A jednak.
Coś łączy moje ukochane Włochy i nieodległą Republikę Czeską.
(Precyzyjnie: Republika Czeska to nazwa oficjalna, choć potocznie – i ja też tak robię w tym tekście – często posługujemy się formą skróconą i potoczną, czyli Czechy. Jeśli interesują Cię te różnice to warto przeczytać więcej.)
Dziękuję Olgierdowi za zwrócenie na to uwagi vide: komentarz.
I to nawet całkiem sporo.
Spróbuję wyjaśnić. Ale uwaga, to są moje subiektywne odczucia, nie znam obu tych krajów od podszewki więc mogę się mylić, a zapewne jak wszyscy Czesi i Włosi, Republika Czeska i Włochy mają wady, ale mnie to akurat nie obchodzi i zupełnie mi nie przeszkadza. A im bardziej tęsknię za Italią – w tym roku nie byłam i chyba niestety nie będę – tym częściej patrzę co tam u naszych południowych sąsiadów słychać. Wpadłam tydzień temu do Sztramberka i w Beskid Śląsko-Morawski, niemal rzutem na taśmę przed kolejnymi obostrzeniami, choć piwo lali już tylko do godziny 20.00.
Po pierwsze: luz
I Włosi i Czesi mają dystans do świata. Ile razy tam jestem, uświadamiam sobie, jak bardzo się spinam i napinam, pędzę. Byle dużo i szybko. Zamiast wyluzować. Odpuścić. Usiąść i spojrzeć z dystansem na świat. Nie spieszyć się, po prostu być. Usiąść – nad kuflem piwa, kieliszkiem wina czy Aperolem.
Po drugie: usiąść i zjeść albo napić się
To oczywiście nawiązanie do luzu. I Włosi i Czesi lubią jeść – smacznie i do syta, choć Czesi akurat dość tłusto. Ale jeśli „wypomnieć” Włochom długie, kilkudaniowe kolacje to też jakoś mało zdrowe. Ale otyłych Włochów i Czechów nie widziałam.
I napoje oczywiście. Choć fanką piwa nie jestem, to z czeskich lokalnych browarów mi smakuje. Wino też – i to u Czechów i u Włochów. A Aperol Spritz to wiadomo. Ostatniego Aperola piłam w Górach Izerskich po czeskiej stronie. Takie połączenie.
Po trzecie: usiąść, cieszyć chwilą i towarzystwem
Ileż to razy schodząc ze szlaku do byle wioski widziałam siedzących przy stole – a to Czechów, a to Włochów. Rozmawiających, spędzających razem czas, cieszących się swoim towarzystwem. Czasem hałaśliwych, śmiejących się i żartujących, ale zadowolonych z życia i towarzystwa.
Po czwarte: usiąść, jeść i pić na zewnątrz
Byle wioska, a w niej bar. Kieliszek wina. Kufel piwa. Filiżanka kawy. Siedzą miejscowi, sąsiedzi, rodziny. Mogliby w domach, ale po co? Stoliki ustawione przy krawężniku, kilka krzeseł i już jest okazja by się zatrzymać, usiąść, zjeść, wypić, pobyć.
Tak, wiem, to moje wspomnienia sprzed pandemii. I tak, wiem, Czesi właśnie zamknęli knajpy i restauracje, ale ja w ostatni weekend zdążyłam tak usiąść i zjeść trzy razy i liczę że powtórzę to jeszcze nie jeden raz.
Po piąte: spędzać czas aktywnie i dobrze się przy tym bawić
To moje ulubione! Jeśli myślę Czechy to od razu widzę biegówki i narciarzy biegowych. Tak jest zimą w Beskidzie Śląsko-Morawskim i w Górach Izerskich (stąd tyle tam równych i szerokich dróg, które latem mnie akurat nie pasują). Turystów pieszych, z psami i bez i biegaczy też tam nie brakuje. Biegają i jeżdżą, a w międzyczasie oczywiście spędzają czas wspólnie i uzupełniają kalorie.
Włosi podobnie. Już nie mówię o wielkiej i świetnie zorganizowanej imprezie jak maraton we Florencji, a o bardziej kameralnym półmaratonie w Riva del Garda i już zupełnie lokalnej imprezie z widokiem na jezioro Como, czy Corsa Dell’Angelo. Tanio – to o dwóch ostatnich imprezach, lokalnie i bardzo smacznie. W 2018 r., w czterdziestej edycji tych zawodów byliśmy pierwszymi „strangers”! Biegli sąsiedzi, przyjaciele i rodziny. Ile kto mógł. 5 km, 10 km albo półmaraton. I to był ich sposób na Wielkanocny Poniedziałek. I było fantastycznie. Wszyscy świetnie się bawili, choć medali nie było tylko wielkie czekoladowe jajka!
Po szóste: kuchnia
Każda inna, ale obie lubię. I na dodatek jak się tyle spala kalorii podczas biegania czy wędrowania to trzeba je smacznie uzupełniać. Ser! Uwielbiam sery. We Włoszech w zwykłym spożywczaku, przed lodówką z serami czuję się jak dziecko. Tyle dobra, tyle zapachów i smaków! Co wybrać? W Czechach – choć to może nie jest najzdrowsze danie, ale na szczęście jadam je rzadko – smażony ser, ale też nakládaný hermelín – czyli marynowany ser hermelin. Mówię Ci, pycha! Do tego zimne wino i jest pięknie. Latem zajadaliśmy ze smakiem w Górach Izerskich, Bialskich i w masywie Śnieżnika czeskie knedle z jagodami. I zupy! Uwielbiam! Czosnkowa, cebulowa, ziemniaczana… Idealne na jesienne wieczory, po dniu w górach. Sycące i rozgrzewające.
A włoska kuchnia? Czy ja muszę tłumaczyć? Zostawiam Ci kilka zdjęć. Tam nawet nie trzeba gotować. Idziesz na rynek, kupujesz, kroisz i podajesz.
Po siódme: miasteczka jak cukierki
Takie mam wrażenie po ostatniej wizycie w Sztramberku, o którym napiszę wkrótce więcej. Małe, urocze, z mikroskopijnym rynkiem, wieżą i zamkiem. Wokół niewielkie, strome uliczki. Można się powłóczyć, ale zgubić się nie da. Ten sam klimat urzeka mnie we Włoszech. Skręcić, zobaczyć co jest za rogiem, zawrócić i znowu skręcić. Balkony z kwiatami, knajpki, stoliki, krzesełka. Małe i urocze. I w Czechach i we Włoszech bliżej mi do maleńkich miejscowości. Ostatnio wędrując wzgórzami wokół Sztramberka, wśród owocowych drzew, miałam nieodparte wrażenie, że już tu byłam i już to widziałam. No prawie… tyle że to były wzgórza i ścieżka na Monte Isola, a drzewa to były oliwki.
Po ósme: mam blisko
Pół godziny autem lub niewiele ponad godzinę lotu. Do polsko-czeskiej granicy mam jakieś 35 km, szybką i wygodną drogą. Lubię też korzystać z czeskich kolei – zostawiam auto przy dworcu w Czeskim Cieszynie i jadę w góry. Planuję trasę tak, by trafić na inną stację kolejową i wrócić po auto. O kolejach też już kiedyś pisałam – te czeskie są tanie i wygodne! Dzisiaj nawet sprawdzałam połączenie do Pragi (ostatnio przeczytałam książkę Mariusza Szczygła „Osobisty przewodnik po Pradze” i korci mnie wycieczka śladami książki) na listopad i kosztuje zaledwie 308 koron.
Do Włoch też często podróżuję w podobnej cenie – bilet na listopad kosztuje aktualnie 71 zł. I to nie jest efekt pandemii. W ubiegłym roku latałam w podobnych cenach. Z Krakowa do Bergamo i z powrotem z dodatkowym bagażem za mniej niż 200 zł. Da się. Czas lotu – niewiele dłuższy jak podróż do Czech, mniej niż półtorej godziny.
Nie wiem jaki będzie przyszły rok, czy pojadę do Włoch, ale na razie planuję zakup rocznej winiety na czeskie autostrady. 14 miesięcy możliwości.
Po dziewiąte: góry
Lubię mieć pod górkę. Taki charakter. We Włoszech kocham Alpy Bergamskie. Mam tam swój ulubiony szczyt i wciąż udaje mi się odkrywać nowe szlaki. Piękne są góry wokół jezior Como, Garda, Iseo. Poza sezonem na szlakach jest pusto. W piękne, ciepłe i słoneczne dni można całymi dniami wędrować bez towarzystwa innych ludzi. I cieszyć się widokami. W Czechach lubię Beskid Śląsko-Morawski, tutaj mam najbliżej. Ale w tym roku zaglądaliśmy też w Góry Izerskie po czeskiej stronie – moim zdaniem znacznie ciekawsze i bardziej różnorodne i puste, a także w Góry Opawskie. Jeśli nie Włochy, to zdecydowanie częściej trzeba odwiedzać południowych sąsiadów.
Po dziesiąte: przystępne ceny
O kolejach pisałam już wyżej. 308 koron to 51 zł za podróż z Czeskiego Cieszyna do Pragi. To ta sama odległość jak z Bielska-Białej do Warszawy, a bilet tańszy. Tańsze jest też piwo, wino i kolacja. Czeskiej korony nie ruszają ostatnio szaleństwa z euro. Choć przeliczanie koron na złotówki nie jest łatwe, to przy odrobinie praktyki można się przyzwyczaić. A może czasem nie warto przeliczać? Niestety druga fala zakażeń pokrzyżowała Czechom inne plany – w ramach promocji kraju i regionów udostępniali do końca października wiele atrakcji po prostu za darmo. Ścieżka w koronach drzew na Pustewnym, zamki, muzea, a nawet zoo w Ostrawie i wytwórnia miodowego ciasta Marlenka.
A we Włoszech? Tam to przecież strasznie drogo! To zależy! Jeśli jesz i pijesz tam gdzie miejscowi to nie. Kawa 1 euro. Pizza na delikatnym cieście od 4 euro. Zakupy robię tam gdzie oni, w Conadzie. Wino – podglądam, po które butelki sięgają. Często jest taniej niż w Polsce. I we Włoszech nie potrzebuję wiele – proste składniki, świeże produkty i mam swój raj.
Przekonałam Cię? Znalazłam 10 cech, które lubię i które łączą Czechy i Włochy. Jak nie mogę być tam to jestem tutaj. I wiem, że warto poznawać, bo i Czechy i Włochy kryją jeszcze wiele tajemnic, a może znajdę kolejne podobieństwa.
18 października 2020 at 15:51
> otyłych (…) Czechów nie widziałam
Ekchem…
(W kwestii formalnej: Štramberk nie leży w Czechach!)
19 października 2020 at 19:04
Węszę dwa podstępy… czyżbym za słabo się rozglądała? W górach ich nie było, tych otyłych.
Drugi trudniejszy. Sztramberk, Štramberk (niem. Stramberg lub Strahlenberg) − miasto w Czechach, na Morawach, w kraju morawsko-śląskim. Płaciłam koronami czeskimi, jadłam ser i piłam czeskie piwo… Gdzie zatem byłam? 😉
20 października 2020 at 09:46
Jest tam nie mniej opasłych ludzi, mam nawet wrażenie, że na szlaku widać ich częściej niż u nas (tłusty Polak zwykle stara się nie ruszać, tłusty Czech potrafi wdreptać na jakąś górkę). Chociaż na pewno więcej zobaczyć ich można przy hospódkach czy innych obchodach. Myślę, że ich tradycyjna kuchnia nie może pozostać bez wpływu na wpływ 😉
Co do Štramberku — byliście na… Morawach 😉 jednej z trzech krain Czeskiej Republiki; analogicznie: mieszkacie na Śląsku, ale nie na Dolnym Śląsku. U nich jest może nieco trudniej, bo jedna z krain ma podobną nazwę do nazwy państwa (przylgnęło w niektórych językach), ale z tego co widzę w BB też nie jest łatwo, bo Bielsk leży na Śląsku, ale Biała w Małopolsce…
(To troszkę tak jakby na cały czas nasz kraj mówić „Wielkopolska”; młodzi Czesi chyba już się nie czepiają, ale myślę, że na Morawach — np. w Štramberku — to byłby pewien fopas.)
20 października 2020 at 10:32
Czyli dobrze węszyłam 😀
Ale Ci powiem, że włożyłeś kij w mrowisko 🙂 I serdecznie do Bielsku-Białej Cię zapraszam, na czeskie piwo nawet, ale nie mów tu lepiej, że to Śląsk. Mamy duży sentyment do województwa bielskiego i małe kompleksy, dlatego nawet taki słowny twór, jak Podbeskidzie, na pocieszenie ukuliśmy. A tak, i ja jestem po tej stronie Białej, a nie po tamtej 😲🤣 i mieszkam w Beskidach, ostatecznie na Podbeskidziu 😳
20 października 2020 at 16:38
Bo z tym „Śląskiem” ludziom w Polsce zostało po Gierku — że to gruba, wungiel, szychta i Barbórka, no i teraz kojarzy się tylko z Katowicami i przyległościami. A przecież wiadomo, że piszę te słowa z największego miasta Śląska, jego historycznej stolicy, a Śląsk — chociaż dzielił się i pączkował przez te wszystkie wieki jak dżdżownica w dżdżysty wieczór — niejedno ma imię. (Sprawdziłem jeszcze raz, rzeczywiście granica Śląska przebiegała wzdłuż rzeki Białej; dobrze, że to nie ta sama Biała, co płynie przez Tuchów.)
Wracając ad rem: Czechy, Morawy i Śląsk (!) składają się na państwo, które… no dobrze, oni sami wyłuszczą to chyba najlepiej:
https://cs.wikipedia.org/wiki/Spor_o_u%C5%BEit%C3%AD_slova_%C4%8Cesko
20 października 2020 at 21:07
Ja co prawda jestem ciut młodsza niż czasy Gierka, ale województwo bielskie było mi bardzo bliskie. A sama rzeka, cóż kiedyś dzieliła, dziś łączy oba miasta w jedno. W sumie B-B jest dość młode, jako jedno miasto istnieje od 1951 r. Zresztą na moście na rzece Białej była przed laty nie tylko granica miast, ale i państw czy zaborów. Może dzięki temu taka tu różnorodność kulturowa, a dworzec kolejowy w B-B do złudzenia przypomina ten… w Czeskim Cieszynie 🙂 Ach, ten Franciszek Józef 🙂 Czyli zapraszam na czeskie piwo z widokiem na Beskidy 🙂
21 października 2020 at 16:22
Granicą zaborów nie, ale rzeczywiście: Bielsk jako część Śląska nieco wcześniej wpadł w okowy Habsburgów, a później Prus, natomiast leżąca w Małopolsce — za rzeką — Biała przynależała do Rzplitej aż do rozbiorów. Czyli najsamprzód Białą przebiegała granica Polski i Śląska (leżącego w granicach cesarstwa), później Polski i Prus (bo Śląsk podbili Hohenzollernowie), później Prus i Austrii (po pierwszym rozbiorze i podbiciu Małopolski), a jeszcze później Prus (Śląska) i CK Austro-Węgier (po powstaniu dualistycznej monarchii).
Jak widać wszystko prawie tak samo jak w przypadku Czech, Moraw i Czeskiej Republiki 😉
21 października 2020 at 19:30
Masz rację, nie była Biała nigdy granicą zaborów. Ale jakby co, to ja jestem z tej strony Białej, czyli z Bielska. Stąd bliżej mi do Czech, Czechów i Republiki Czeskiej 🙂
22 października 2020 at 10:44
…a jeszcze bliżej na Śląsk (jego skrawek leżący po drugiej stronie granicy) i na Morawy.
No ale na razie na wiele się to nie zda, bo (w wolnym tłumaczeniu za Seznam.cz):
„Rząd ogranicza przemieszczanie się obywateli i kontakt z innymi ludźmi na niezbędny czas. Oczywiście poza wyjazdami do pracy, koniecznymi wyjazdami do rodziny, zakupem podstawowych produktów czy niezbędną pomocą bliskich oraz wyjazdami do lekarza.
Dozwolone są spacery na łonie natury i po parkach, pobyty w domkach i chatach, w maksymalnej liczbie dwóch osób, z wyjątkiem domowników i współpracowników. „Zalecamy przebywanie na świeżym powietrzu” – powiedział Prymula.
Ograniczona jest turystyka w Czechach, wzgl. zakwaterowanie w turystyce. Nie ma możliwości przebywania w pensjonatach lub hotelach w celach rekreacyjnych. Zakwaterowanie jest możliwe tylko podczas podróży służbowej lub jest możliwe dla turystów z zagranicy, którzy są tutaj przed wyjazdem z Czech.”
Więc chyba kolejny już tegoroczny wyjazd muszę odklepać… 🙁
(a żeby nie było za bardzo poza moim, i tak offtopicznym, wątkiem: w tekście jest „Česko” …. svět se končí!!)
22 października 2020 at 12:35
No tak, czytałam niestety 😟 a myślałam o Jesenikach 😒 dobrze, że mogę choć na jeden dzień jeszcze wyskoczyć. Pójść górami wzdłuż granicy… Piwo i ser na wynos 😳