Nie, nie zrobiłam w piątek zakupów. Nie, nie skorzystałam z super, hiper atrakcyjnych cen z fantastycznym, unikalnym kodem rabatowym obowiązującym tylko do północy.
Tak, wiem, że był BLACK FRIDAY, na który wiele firm i wielu kupujących czeka cały rok. Tak, nie żyję w lesie i wiem, że trwa BLACK WEEK, BLACK WEEKEND, a dla niektórych nawet BLACK NOVEMBER.
Z zaskoczeniem czytam o markach, którym internetowe padły sklepy, bo nikt nie spodziewał się takiego ataku spragnionych i wygłodniałych klientów. No tak, galerie handlowe otwarto dopiero w sobotę.
Żeby było jeszcze zabawniej, to zawodowo zajmuję się marketingiem, więc powinnam namawiać do zakupów i wydawania kasy. A jednak nie…
Minimalizm na Black Friday
Inspiracją do napisania tego tekstu był film udostępniony właśnie z okazji BLACK FRIDAY przez Kasię z Polka Sport. Zanim przeczytasz dalej – zobacz film Minimalizm w outdoorze.
To będzie historia pewnej kurtki softshellowej, która towarzyszy mi już ponad 11 lat. I po drodze miałam sobie kupić nową, ale jakoś ta stara wciąż daje w górach radę, więc znowu jestem bogatsza o kilkaset złotych.
Historia pewnej kurtki
Kurtka, choć wtedy tej decyzji nie podejmowałam świadomie i moim poczuciu patriotyzmu (teraz już zupełnie świadomie wspieram polskie marki), powstała w firmie Montano z Nowego Targu. Softshellowa czerwona kurtka była prezentem ode mnie dla mnie po zdobyciu Elbrusa. To był lipiec 2009 roku.
Kurtki używam właściwie przez cały rok. Latem przydaje się w wietrzne dni, gdy na grani wiatr przewiewa do szpiku kości. Zimą ubieram pod nią kilka warstw. Jesienią i wiosną w bezdeszczowe dni to najczęściej używana przeze mnie kurtka. Bywa, że większość czasu „idzie” w plecaku, tak na wszelki wypadek. Zdarzyło się już, że chroniła mnie przed deszczem – niestety mało skutecznie. Jak kilka lat temu, w lipcu po zejściu z Rohaczy. Tylko to nie był taki deszcz, deszczyk, tylko ulewa. Kurtka nie wytrzymała więc zbyt długo. Schodząc do doliny co jakiś czas wykręcałam wodę z rękawów.
Montano w kolorze czerwonym
Znak rozpoznawczy: czerwony, ognisty kolor. Widać mnie i zimą, i jesienią, we mgle i w deszczu. Kurtka została dopasowana do mogło wzrostu i jest o 10 cm krótsza niż normalna w tym rozmiarze. Bardzo doceniam te modyfikację. To chyba była pierwsze ubranie w mojej szafie, które ma tzw. łapki, czyli przedłużone rękawy z miejscem na kciuk.
Dziś ta kurtka może nie wygląda tak pięknie jak w dniu zakupu, ale wciąż świetnie sprawdza się w górach. Uważny widz wyłapie przetarcia przy szwach, lekko naciągnięte i sfatygowane łapki, a nawet wymienioną kieszeń – w tej pierwotnej zrobiły się dziury, prawdopodobnie od noszenia w niej kluczy. Ten drobny defekt został naprawiony w jakimś punkcie z poprawkami krawieckimi.
Stara, ale wciąż w dobrym stanie
Kurtka Montano nosi ślady używania, bo sporo ze mną przeszła.
Beskidy, Tatry i Bieszczady. Korsyka i GR 20, Alpy Bergamskie, Wysokie Taury i Grossglockner.
Spacery po okolicznych lasach, ale i codzienne, miejskie życie. To za moją sprawą Piotr kupił ten sam model, tylko w niebieskim kolorze. Po tylu latach użytkowania, z każdym rokiem coraz trudniej wymienić mi ją na nowszy model. Bo i po co? Dziur nie ma, tylko lekkie przetarcia, kolor wciąż intensywny, nadal chroni przed wiatrem.
I szczerze mówiąc to mam nadzieję, że posłuży mi jeszcze kilka lat, a gdy będzie taka potrzeba uszkodzenia zostaną naprawione.
Nie kupuj – napraw i daj drugie życie
Doceniam firmy sportowe, które już robią takie rzeczy. Czyli wyślij nam do naprawy. Pierwszy raz spotkałam się z tym czytając o marce Patagonia. Nie mam nic w swojej szafie, ale doceniam ich działania. Może powiesz – no tak, to duża firma, bogata, światowy gracz. Ale ja mam takie przykłady na rynku lokalnym – Attiq. Kolejny raz w tym roku, zamiast BLACK FRIDAY zorganizował AKCJĘ: REPARACJA. Naprawiają ubrania kupione u nich rok, dwa lata temu, a nawet jeszcze wcześniej. Aż żal, że wszystko co mam Attiqa dobrze się trzyma. Nic się nie zepsuło! Nic a nic. Bluzy, getry biegowe, opaski… Wszystko sprawne i często używane. Akcja trwa do 13 grudnia, więc przeszukaj swoją szafę, napraw i używaj ubrań Attiqa. Aha, naprawiają i odsyłają na swój koszt. No chyba, że naprawić się nie da.
Szczegóły dostępne są na ich profilu na FB – piątkowy post z okazji BLACK FRIDAY.
W tym roku nie robię zakupów z okazji BLACK FRIDAY, BLACK WEEK I BLACK NOVEMBER. W poprzednich latach też nie szalałam, ale w tym roku zero wydatków.
Swoje powody zebrałam w kilku punktach i może pomogą Ci przemyśleć czy rzeczywiście potrzebujesz kolejnej rzeczy, którą już masz w wirtualnym koszyku.
Nie robię zakupów z okazji BLACK FRIDAY…
- … choć moja skrzynka pęka w szwach od newsletterów z kodami rabatowymi. W efekcie nawet wypiszę się z kilku newsletterów. Większości tych rzeczy zupełnie nie potrzebuję, więc jestem bogatsza o parę stówek.
- … bo kupuję u małych, a czasem w ciut większych firmach, a nawet u osób, które robią coś własnymi rękami. I ich praca jest zawsze i każdego dnia warta tyle samo. Czytają i realizują moje specjalne życzenia. A to co dostaję jest unikatowe.
- … ponieważ „moi” twórcy dając kod rabatowy, jeśli w ogóle dają, uszczuplają swoje dochody, a w tym roku jest krucho.
- … bo te 5% rabatu jest symboliczne, żeby przebić się w gąszczu informacji, a mnie 5 zł nie robi różnicy. Co za szczęście!
- … bo kupię jak będę miała potrzebę kupienia określonej rzeczy, okazję by dać sobie prezent, powód by wesprzeć twórcę.
- … bo mam inne, ciekawsze plany na wieczory i weekendy, czyli wino z lokalnej winiarni (ha, kupione wcześniej) i wspólne szykowanie kolacji.
Minimalizm w outdoorze i nie tylko
Bardzo się cieszę, że w filmie, który zainspirował mnie do tego tekstu występuje Polka Sport, w której ubraniach biegam i PAJAK SPORT z mojego lokalnego podwórka.
Oznaczam dodatkowo tych, u których robię swoje małe i większe zakupy, a których polecam jeśli szukacie unikatowych prezentów: BARDZO STUDIO, Kavo Design, Czary z drewna, Mydło Stacja, Kwark, GEGO, Anuszek.pl, Justi_crafts by Hasające Zające.
W komentarzu zostaw mi nazwy swoich ulubionych firm, lokalnych twórców. Jak będę czegoś potrzebowała to poszukam najpierw u nich.
28 listopada 2020 at 21:56
11 lat, niezły wynik — gratulacje 🙂
Mój najstarszy ciuszek pochodzi gdzieś tak z końca 20 wieku, kupiłem za pierwszą „trzynastkę” w życiu (wówczas jeszcze pracowałem w budżetówce 😉 Aktualnie w góry nadaje się średnio, ale to kwestia raczej projektu, nie moich fanaberii — ostatnio znów zatargałem go wiosną i prawdę mówiąc przysiągłem (nie po raz pierwszy), że nigdy więcej. To jeszcze „ten pierwszy” Alpinus (z czasów ś.p. Hajzera, który rzucił góry dla biznesów); mam też ich plecak, na sprzączkach jak wół „97”.
Kiedyś, ukryć się nie da, wiele rzeczy było solidniejszych — pieruńsko drogie, ale praktycznie nie do zdarcia (plecaki z Cordury, etc.).
29 listopada 2020 at 09:10
Ha, ha! Moja kurtka hydrotex Alpinusa też pochodzi z końca 20 wieku, coś około 1998-9 r. Mam ją do dziś! Wygląda znakomicie! To te czasy, gdy Alpinus nie szył jeszcze damskich wersji, więc damska S jest tak duża, że gdyby miała dłuższe rękawy to dla Piotra byłaby idealna! Mam też spodni zimowe z tamtych czasów! Używane na narty, z pociętymi nogawkami, trafiły do Alpinusa do naprawy i nadal używam ich zimą! Do tego w szafie leży ogromny 70 litrowy plecak, za duży by go nieść na plecach ;), ale wykorzystywałam go jeszcze do transportu rzeczy na Ankę, na mułach. Uszkodziłam go rakami, ale pewnie da się naprawić. Do kompletu brakuje mi tylko ich polara, nie dotrwał. Mam jego następcę, wyprodukowanego już pod nową nazwą. A tak, ceny wtedy powalały z nóg, może dlatego mam te rzeczy do dziś, kupione za pierwsze zarobione pieniądze!
29 listopada 2020 at 16:07
Hydrotex wygląda znakomicie? A ten udający membranę biały nalot jeszcze istnieje? Bo u mnie się ewakuował dość szybko…
Plecaki Woodpecker były bardzo fajne (mój był całkiem rakoodporny); polarki… setki używam jako docieplenia na rowerze, trzysetkę wkładam tylko zimą (jak ciemno) i tylko jako warstwę pośrednią — aż łza się w oku kręci, że ta cudowna tkanina rodem z laboratoriów NASA tak prędko wylądowała jako produkt dla modnisiów z hipermarketów…
Ale właśnie tych starych (zabudowanych na polarku) windstopperów nie cierpię, podobnie jak starych, ciężkich softszeli — po prostu ni przypiął, ni przyłatał. Co tu kryć, jeśli chodzi o odzież techniczną nadal jest postęp jak diabli i po dekadzie ówczesne cuda nadają się tylko do wyprowadzania psa wieczorem 😉
(Mówię to z pozycji człowieka, który długimi latami nie miał… kurtki zimowej, bo na zimę tylko softszel+300-tka, a jak naprawdę mróz, to Gore na wierzch. A teraz mam kurtkę, która waży 1/3 tamtego zestawu, a grzeje tak samo…)
3 grudnia 2020 at 18:43
A nie, nalotu już nie ma! Spodnie nadal mają się znakomicie, czarne, profesjonalnie połatane. Sztuka, prawie nówka 😉
Ale jak teraz dotykam nowe softshelle, to jestem pod wrażeniem lekkości. Mojej coraz bliżej już do muzealnego eksponatu.
29 listopada 2020 at 11:38
Jest mi ogromnie miło, że znalazłam się w gronie poleconych.
Dziękuję 🙂
Z przyjemnością zostawiam namiar na moje znajome z Bytomia. Cudowne dziewczyny szyjące piękne, lniane ubrania i dodatki.
Mam, używam, cieszę się 🙂
https://www.backerei.eu/
29 listopada 2020 at 11:49
Super 👌 dziękuję, z przyjemnością zobaczę co szyją 😀