Prawie się poddałam.

Bo doprawdy, niewiele brakowało, żebym napisała tekst „Jak nie nauczyłam się jeździć na rowerze”.

Byłam już krok od tego, żeby zrezygnować, odpuścić i przyznać – nie umiem i nie dam rady nauczyć się jeździć na rowerze. Jestem tym jednym przypadkiem na ileś tam, który nie poradził sobie z jazdą na rowerze. Koniec nauki jazdy dla dorosłych, koniec projektu ASIA NA ROWER. The end bez happyendu.

Jeszcze niedawno tak właśnie myślałam. Dwa tygodnie temu. A tymczasem kończymy tryptyk – nauka jazdy na rowerze dla dorosłych! Z sukcesem!

para, rower, nauka jazdy

A jak jest teraz?

Ostatnio zaplanowałam i zrealizowałam poranną wycieczkę rowerową. Piotrowi, na jego 36. urodziny, podarowałam taki właśnie prezent. Dlaczego? Bo to jemu (chociaż przede wszystkim sobie) ponad rok temu obiecałam, że stanę na rzęsach, ale się nauczę!

Prawie się udało, prawie…

Co prawda, w lipcu ubiegłego roku udało mi się przejechać kilka razy po kilkanaście metrów, to jednak daleka byłam od jazdy na rowerze. Spadałam albo zeskakiwałam w sposób wręcz dramatyczny. Bez pomocy nie byłam w stanie ruszyć. Zakręcanie i samodzielna jazda to były rzeczy nieosiągalne. Trzy miesiące po wiosenno-lockdownowo-pandemicznym postanowieniu, że się nauczę, byłam w lesie. W czarnej dziurze! A potem było tylko gorzej.

Ten rower nie, bo za ciężki. Ten za mały, ten zbyt niewygodny. Zrobiła się jesień, zima, wiosna… a ja nic. Kiepskiej baletnicy nie pasowało wszystko. I jeszcze dodatkowo, inne rzeczy były ważniejsze.

Rok później to już zupełnie inna JA

Wciąż jeszcze nie ośmielam się powiedzieć, że umiem jeździć na rowerze, bo czy po 5 lekcjach kursu na prawo jazdy ktoś umie jeździć samochodem? No nie. I nie umie nawet, gdy zdaje egzamin na prawo jazdy. Prawdziwa nauka zaczyna się wtedy, gdy świeżo upieczony kierowca zostaje sam. Gdy nikt nie pomaga, nie podpowiada, gdy trzeba samodzielnie podejmować decyzje. Mimo, że prawo jazdy mam od ponad 20 lat to wciąż dokładnie pamiętam pierwsze samodzielne wyjazdy. Poldkiem, polonezem, wielkim, ciężkim, bez wspomagania (tak, tak kiedyś było) i mało zwrotnym autem, w którym nauczyłam się parkować nawet kopertą.

Nie działała nawet wizja prezentu!

Ale wracając do roweru… Długo mi nie szło, nie szło tak bardzo, że gdzieś w środku się poddałam. Zamknęłam temat i już prawie się z tym pogodziłam. Setki razy się poddałam. Zapomniałam nawet, że w szafie czeka prezent, który wymyśliłam i zamówiłam na tę okazję. Warunek był jeden – nauczę się jeździć. A dowodem miała być samodzielnie zrobiona pętla wokół bielskiego lotniska – 3 km!

Co się stało, że się nauczyłam i dalej uczę? Dwie rzeczy, ale najważniejsze było pytanie, które zadał mi Piotr.

Padło pytanie:

Co Ty będziesz robić, jak wyjadę?

No jak to co! Przecież nie będę się zamartwiać. Wykorzystam ten czas na coś konstruktywnego i wartościowego dla siebie! Co by tu zrobić… Spróbować jeszcze jeden, ostatni raz! Nauczę się jeździć na rowerze. Postanowiłam i … pojechałam!

15 lipca 2021 roku tak po prostu wsiadłam i pojechałam. Nie, wcale nie tak po prostu, ale półtora tygodnia później jestem o kilka kilometrów na rowerze dalej!

15 lipca 2021 r. tak to zapamiętam

Tych kilka słów piszę na gorąco. Bez ładu i składu. Na emocjach, adrenalinie i czerwonym winie.

No to pojechałam! Położyłam nogi na pedałach, zakręciłam i pojechałam! Przed siebie, jak we śnie, który śnił mi się tyle razy.
To oczywiście nie było ani takie proste ani tak oczywiste i wciąż jeszcze nie mogę w to uwierzyć. Tak jak jeszcze chwilę potrwa zanim powiem, że umiem jeździć na rowerze. Ale ruszam, jadę, zakręcam szerokim łukiem i wracam.

Rok temu, 20 lipca, na miejskim rowerze popychana przez Piotra przejechałam pierwsze metry, a potem długo, długo nic. A dzisiaj?!

A dzisiaj nie tylko kilka razy po kilkaset metrów (tyle miała droga, którą miałam do treningów), ale i wróciłam do domu z nową, śliczną bryczką. Nie na nowej ślicznej bryczce – jeszcze jechała w samochodzie. A miałam tylko kupić rower i tyle. A tutaj, niespodziewanie, przez godzinę uczyłam się jeździć i … faktycznie jeździłam!

I właśnie siedzę przy kuchennym stole, naładowana adrenaliną, emocjami i wrażeniami i zastanawiam się czy rano pobiegać czy jednak wyjść na rower i poćwiczyć!

Rower to jest czad!

Nigdy, przenigdy się nie poddawaj. Nie jest ważne ile masz lat – 8, 20, 50 czy 44 jak ja! Nigdy się nie poddawaj. Dasz radę, nawet jeśli myślisz, że jesteś już za stara na naukę jazdy na rowerze.

Co w tym wszystkim było najważniejsze? Paradoksalnie nie sama nauka jazdy, ale wstyd. Wstyd, że nie umiem jeździć.

Taka stara, a nie umie jeździć na rowerze?!
Przecież nawet dzieci to potrafią.

Wstyd, że się będą gapić, jak ja niezdarnie próbuję po raz setny ruszyć z miejsca. Wstyd, że się gapią jak na mini placu kręcę ósemki. Wstyd, bo co ja robię, tak ruszam i hamuję. No, wstyd, wjechałam w krzaki! Wstyd, ale się śmiesznie chwieję, a nic a nic nie piłam.

Co oni sobie o mnie myślą?! Ta pani z psem, ten sąsiad w oknie, te dzieciaki śmigające na rowerkach?! No co oni sobie o mnie myślą?!

To uczucie wstydu to była moja blokada. A bycie zblokowanym w ogóle nie jest potrzebne. Odpowiedź na powyższe pytania – i co z tego? co mnie to obchodzi? – była kluczem do sukcesu!

Jak się nauczyłam – może Tobie też to pomoże

Metody były różne. Boczne kółka miałam jako 7-latka, a potem nie miałam już ani roweru ani bocznych kółek. Dzieci pomykają z kółkami, z patykami, na chodzikach, a dorośli? Wszystkie te gadżety to nie jest sposób na osobę dorosłą. Chociaż ten biegowy rowerek…
Metoda, którą opiszę zadziałała na dzieci mojego kolegi i na mnie. Może Tobie też się przyda.

Rower – moim zdaniem najlepiej ten docelowy. Górka, spadek terenu – niewielki. Odkręcone pedały.

  1. Zjeżdżanie z górki z podwiniętymi nogami. Na krechę, z hamowaniem. Powrót jak na rowerku biegowym dla dzieci, odpychając się nogami. I tak dziesięć razy – zjazd z górki, nauka trzymania równowagi.
  2. Dokręcone pedały – ale ruch ten sam. Zjazd z górki z podwiniętymi nogami. I tak kilka razy.
  3. Jak to opanowałam, to na końcu zjazdu z górki, jak już rower prawie stoi – nogi na pedały i kręcimy.
  4. Zostaje jeszcze ruszanie – ale tu adrenalina jest tak duża, że po kilku prezentacjach ruchu, ruszam. Ustawiam lewy pedał wyżej, naciskam lewy, potem prawy i jadę.

Tak mnie poinstruował Bartek – dziękuję!

Podstawy są i co dalej?

Dalej to już morze cierpliwości i konsekwencji. Bo oczywiście z tymi umiejętnościami daleko nie pojechałam. Skręcanie, przerzutki, hamowanie i ruszanie. To wszystko ćwiczyłam sobie na parkingu przed centrum handlowym, gdy o poranku było pusto. Później na pustych ścieżkach rowerowych i małym placyku za blokiem. Zobacz – przez 3 km na niewielkiej przestrzeni kręciłam ósemki. Początki były trudne. Zakręt w lewo i spadam. W prawo – i spadam.

Gdzie sekret? O co chodzi z tymi zakrętami?!

Eureka! Trzeba pedałować! Jak pedałuję to skręcam. Odkrycie, radość, sukces. Kolejna umiejętność, kolejny mały krok. I tak krok po kroku, po codziennych próbach i krótkich wycieczkach zabrałam Piotra na urodzinową wycieczkę! Duma i wrażenia niezapomniane.

track, ósemki, rower, nauka jazdy

Rower czy bieganie

Ha, taki mam teraz dylemat. Wyjść na rower czy może pobiegać? Na razie miksuję i łączę, ale jak nabiorę większej wprawy to rano bieganie, a po pracy rower! I wiesz co? Już planuję, że w listopadzie nad Gardą pojeździmy na rowerach! Tam są takie piękne ścieżki rowerowe i tyle możliwości! Takie plany.
Zabawne, bo teraz jak myślę o kolejnych wyjazdach to od razu mam pytanie – a rowery są?

Jakieś dwa lata temu znalazłam we Włoszech na airbnb fantastyczną miejscówkę. Idealną wręcz – przyroda, choć nie góry, blisko do morza, choć nie do plaży i urokliwe miasteczko w pobliżu. Piękny dom, świetne opinie i rowery. Wtedy, dla mnie, zupełnie nieprzydatne gadżety. Teraz wróciłam do tej lokalizacji i zapisuję w pamięci, bo dom z rowerami we Włoszech to idealny pomysł na odpoczynek!

Nie jestem ani wyjątkowa ani jedyna

Pod moim pierwszym tekstem o wyzwaniu ASIA NA ROWER jest już kilkadziesiąt komentarzy. Kilkanaście kobiet przyznało się, że nie umieją jedzić na rowerze, uczą się na rowerze, chcą się nauczyć. Kilkanaście kobiet w bardzo różnym wieku. Ewa, 21 lat, zaczyna od podstaw. Trzydziestolatki, jak Adka, Sylwia czy Ania. Moje rówieśniczki – Marzena, Jola… 50-letnia Kasia, a nawet 73-letnia Ania. Pokazała, że na naukę nigdy nie jest za późno. Taki banał, tekst używany i powtarzany wielokrotnie, ale kto w to wierzy? JA!

Ania, Marta, Justyna, Monika, Paulina… wszystkie Dziewczyny! Bardzo Wam dziękuję za komentarze i podzielenie się swoimi historiami, lekcjami i wrażeniami! Dziękuję za motywowanie. Bardzo chciałabym wiedzieć jak Wam idzie, znaczy jak się Wam jeździ na rowerach! Napiszcie! Do mnie, albo w komentarzu pod tekstem.

rower, dziewczyna, nauka jazdy

Nie, to nie jest koniec projektu ASIA NA ROWER! To jest początek świetnej przygody! Do zobaczenia na ścieżkach rowerowych!