Prawie się poddałam.
Bo doprawdy, niewiele brakowało, żebym napisała tekst „Jak nie nauczyłam się jeździć na rowerze”.
Byłam już krok od tego, żeby zrezygnować, odpuścić i przyznać – nie umiem i nie dam rady nauczyć się jeździć na rowerze. Jestem tym jednym przypadkiem na ileś tam, który nie poradził sobie z jazdą na rowerze. Koniec nauki jazdy dla dorosłych, koniec projektu ASIA NA ROWER. The end bez happyendu.
Jeszcze niedawno tak właśnie myślałam. Dwa tygodnie temu. A tymczasem kończymy tryptyk – nauka jazdy na rowerze dla dorosłych! Z sukcesem!
A jak jest teraz?
Ostatnio zaplanowałam i zrealizowałam poranną wycieczkę rowerową. Piotrowi, na jego 36. urodziny, podarowałam taki właśnie prezent. Dlaczego? Bo to jemu (chociaż przede wszystkim sobie) ponad rok temu obiecałam, że stanę na rzęsach, ale się nauczę!
Prawie się udało, prawie…
Co prawda, w lipcu ubiegłego roku udało mi się przejechać kilka razy po kilkanaście metrów, to jednak daleka byłam od jazdy na rowerze. Spadałam albo zeskakiwałam w sposób wręcz dramatyczny. Bez pomocy nie byłam w stanie ruszyć. Zakręcanie i samodzielna jazda to były rzeczy nieosiągalne. Trzy miesiące po wiosenno-lockdownowo-pandemicznym postanowieniu, że się nauczę, byłam w lesie. W czarnej dziurze! A potem było tylko gorzej.
Ten rower nie, bo za ciężki. Ten za mały, ten zbyt niewygodny. Zrobiła się jesień, zima, wiosna… a ja nic. Kiepskiej baletnicy nie pasowało wszystko. I jeszcze dodatkowo, inne rzeczy były ważniejsze.
Rok później to już zupełnie inna JA
Wciąż jeszcze nie ośmielam się powiedzieć, że umiem jeździć na rowerze, bo czy po 5 lekcjach kursu na prawo jazdy ktoś umie jeździć samochodem? No nie. I nie umie nawet, gdy zdaje egzamin na prawo jazdy. Prawdziwa nauka zaczyna się wtedy, gdy świeżo upieczony kierowca zostaje sam. Gdy nikt nie pomaga, nie podpowiada, gdy trzeba samodzielnie podejmować decyzje. Mimo, że prawo jazdy mam od ponad 20 lat to wciąż dokładnie pamiętam pierwsze samodzielne wyjazdy. Poldkiem, polonezem, wielkim, ciężkim, bez wspomagania (tak, tak kiedyś było) i mało zwrotnym autem, w którym nauczyłam się parkować nawet kopertą.
Nie działała nawet wizja prezentu!
Ale wracając do roweru… Długo mi nie szło, nie szło tak bardzo, że gdzieś w środku się poddałam. Zamknęłam temat i już prawie się z tym pogodziłam. Setki razy się poddałam. Zapomniałam nawet, że w szafie czeka prezent, który wymyśliłam i zamówiłam na tę okazję. Warunek był jeden – nauczę się jeździć. A dowodem miała być samodzielnie zrobiona pętla wokół bielskiego lotniska – 3 km!
Co się stało, że się nauczyłam i dalej uczę? Dwie rzeczy, ale najważniejsze było pytanie, które zadał mi Piotr.
Padło pytanie:
Co Ty będziesz robić, jak wyjadę?
No jak to co! Przecież nie będę się zamartwiać. Wykorzystam ten czas na coś konstruktywnego i wartościowego dla siebie! Co by tu zrobić… Spróbować jeszcze jeden, ostatni raz! Nauczę się jeździć na rowerze. Postanowiłam i … pojechałam!
15 lipca 2021 roku tak po prostu wsiadłam i pojechałam. Nie, wcale nie tak po prostu, ale półtora tygodnia później jestem o kilka kilometrów na rowerze dalej!
15 lipca 2021 r. tak to zapamiętam
Tych kilka słów piszę na gorąco. Bez ładu i składu. Na emocjach, adrenalinie i czerwonym winie.
No to pojechałam! Położyłam nogi na pedałach, zakręciłam i pojechałam! Przed siebie, jak we śnie, który śnił mi się tyle razy.
To oczywiście nie było ani takie proste ani tak oczywiste i wciąż jeszcze nie mogę w to uwierzyć. Tak jak jeszcze chwilę potrwa zanim powiem, że umiem jeździć na rowerze. Ale ruszam, jadę, zakręcam szerokim łukiem i wracam.
Rok temu, 20 lipca, na miejskim rowerze popychana przez Piotra przejechałam pierwsze metry, a potem długo, długo nic. A dzisiaj?!
A dzisiaj nie tylko kilka razy po kilkaset metrów (tyle miała droga, którą miałam do treningów), ale i wróciłam do domu z nową, śliczną bryczką. Nie na nowej ślicznej bryczce – jeszcze jechała w samochodzie. A miałam tylko kupić rower i tyle. A tutaj, niespodziewanie, przez godzinę uczyłam się jeździć i … faktycznie jeździłam!
I właśnie siedzę przy kuchennym stole, naładowana adrenaliną, emocjami i wrażeniami i zastanawiam się czy rano pobiegać czy jednak wyjść na rower i poćwiczyć!
Rower to jest czad!
Nigdy, przenigdy się nie poddawaj. Nie jest ważne ile masz lat – 8, 20, 50 czy 44 jak ja! Nigdy się nie poddawaj. Dasz radę, nawet jeśli myślisz, że jesteś już za stara na naukę jazdy na rowerze.
Co w tym wszystkim było najważniejsze? Paradoksalnie nie sama nauka jazdy, ale wstyd. Wstyd, że nie umiem jeździć.
Taka stara, a nie umie jeździć na rowerze?!
Przecież nawet dzieci to potrafią.
Wstyd, że się będą gapić, jak ja niezdarnie próbuję po raz setny ruszyć z miejsca. Wstyd, że się gapią jak na mini placu kręcę ósemki. Wstyd, bo co ja robię, tak ruszam i hamuję. No, wstyd, wjechałam w krzaki! Wstyd, ale się śmiesznie chwieję, a nic a nic nie piłam.
Co oni sobie o mnie myślą?! Ta pani z psem, ten sąsiad w oknie, te dzieciaki śmigające na rowerkach?! No co oni sobie o mnie myślą?!
To uczucie wstydu to była moja blokada. A bycie zblokowanym w ogóle nie jest potrzebne. Odpowiedź na powyższe pytania – i co z tego? co mnie to obchodzi? – była kluczem do sukcesu!
Jak się nauczyłam – może Tobie też to pomoże
Metody były różne. Boczne kółka miałam jako 7-latka, a potem nie miałam już ani roweru ani bocznych kółek. Dzieci pomykają z kółkami, z patykami, na chodzikach, a dorośli? Wszystkie te gadżety to nie jest sposób na osobę dorosłą. Chociaż ten biegowy rowerek…
Metoda, którą opiszę zadziałała na dzieci mojego kolegi i na mnie. Może Tobie też się przyda.
Rower – moim zdaniem najlepiej ten docelowy. Górka, spadek terenu – niewielki. Odkręcone pedały.
- Zjeżdżanie z górki z podwiniętymi nogami. Na krechę, z hamowaniem. Powrót jak na rowerku biegowym dla dzieci, odpychając się nogami. I tak dziesięć razy – zjazd z górki, nauka trzymania równowagi.
- Dokręcone pedały – ale ruch ten sam. Zjazd z górki z podwiniętymi nogami. I tak kilka razy.
- Jak to opanowałam, to na końcu zjazdu z górki, jak już rower prawie stoi – nogi na pedały i kręcimy.
- Zostaje jeszcze ruszanie – ale tu adrenalina jest tak duża, że po kilku prezentacjach ruchu, ruszam. Ustawiam lewy pedał wyżej, naciskam lewy, potem prawy i jadę.
Tak mnie poinstruował Bartek – dziękuję!
Podstawy są i co dalej?
Dalej to już morze cierpliwości i konsekwencji. Bo oczywiście z tymi umiejętnościami daleko nie pojechałam. Skręcanie, przerzutki, hamowanie i ruszanie. To wszystko ćwiczyłam sobie na parkingu przed centrum handlowym, gdy o poranku było pusto. Później na pustych ścieżkach rowerowych i małym placyku za blokiem. Zobacz – przez 3 km na niewielkiej przestrzeni kręciłam ósemki. Początki były trudne. Zakręt w lewo i spadam. W prawo – i spadam.
Gdzie sekret? O co chodzi z tymi zakrętami?!
Eureka! Trzeba pedałować! Jak pedałuję to skręcam. Odkrycie, radość, sukces. Kolejna umiejętność, kolejny mały krok. I tak krok po kroku, po codziennych próbach i krótkich wycieczkach zabrałam Piotra na urodzinową wycieczkę! Duma i wrażenia niezapomniane.
Rower czy bieganie
Ha, taki mam teraz dylemat. Wyjść na rower czy może pobiegać? Na razie miksuję i łączę, ale jak nabiorę większej wprawy to rano bieganie, a po pracy rower! I wiesz co? Już planuję, że w listopadzie nad Gardą pojeździmy na rowerach! Tam są takie piękne ścieżki rowerowe i tyle możliwości! Takie plany.
Zabawne, bo teraz jak myślę o kolejnych wyjazdach to od razu mam pytanie – a rowery są?
Jakieś dwa lata temu znalazłam we Włoszech na airbnb fantastyczną miejscówkę. Idealną wręcz – przyroda, choć nie góry, blisko do morza, choć nie do plaży i urokliwe miasteczko w pobliżu. Piękny dom, świetne opinie i rowery. Wtedy, dla mnie, zupełnie nieprzydatne gadżety. Teraz wróciłam do tej lokalizacji i zapisuję w pamięci, bo dom z rowerami we Włoszech to idealny pomysł na odpoczynek!
Nie jestem ani wyjątkowa ani jedyna
Pod moim pierwszym tekstem o wyzwaniu ASIA NA ROWER jest już kilkadziesiąt komentarzy. Kilkanaście kobiet przyznało się, że nie umieją jedzić na rowerze, uczą się na rowerze, chcą się nauczyć. Kilkanaście kobiet w bardzo różnym wieku. Ewa, 21 lat, zaczyna od podstaw. Trzydziestolatki, jak Adka, Sylwia czy Ania. Moje rówieśniczki – Marzena, Jola… 50-letnia Kasia, a nawet 73-letnia Ania. Pokazała, że na naukę nigdy nie jest za późno. Taki banał, tekst używany i powtarzany wielokrotnie, ale kto w to wierzy? JA!
Ania, Marta, Justyna, Monika, Paulina… wszystkie Dziewczyny! Bardzo Wam dziękuję za komentarze i podzielenie się swoimi historiami, lekcjami i wrażeniami! Dziękuję za motywowanie. Bardzo chciałabym wiedzieć jak Wam idzie, znaczy jak się Wam jeździ na rowerach! Napiszcie! Do mnie, albo w komentarzu pod tekstem.
Nie, to nie jest koniec projektu ASIA NA ROWER! To jest początek świetnej przygody! Do zobaczenia na ścieżkach rowerowych!
14 lipca 2022 at 03:22
Ja tez nie umiem jezdzic na rowerze, a mam 13 lat. Pamietam jak mialam karte rowerowa w 5 klasie – nie umialam jezdzic, a na nia poszlam, potem w szkole sie ze mnie smiali. Jestem dosc wrazliwa, wiec plakalam po tym przez ponad rok, jak o tym mysle to do tej pory chce mi sie plakac. Po tym probowalam jezdzic na rowerze, troche wychodzilo, ale wreszcie zrezygnowalam. Teraz boje sie jezdzic, bo nikt ze mna nie wyjdzie, a sama nie dam rady i nie wiem gdzie moge pojechac, by nikt mnie nie widzial (mieszkam w centrum mojego miasta, a tam jest strasznie duzo ludzi o kazdej porze). W 8 klasie, czyli po wakacjach mam miec wycieczke rowerowa – bardzo sie tego boje, ale z drugiej strony chce zaskoczyc ludzi, ze nauczylam sie jezdzic. Nie wiem jak mam sobie poradzic z jazda na rowerze, tak bardzo zaluje, ze w dziecinstwie nikt mnie nie uczyl jazdy.
14 lipca 2022 at 07:56
Cześć Magda!
Jak ja Cię dobrze rozumiem!
W czasach mojej podstawówki egzamin na kartę rowerową był w 3 klasie. Ze stresu czy nie, byłam szczęśliwa że zachorowałam i nie poszłam wtedy do szkoły. Nikomu nie musiałam powiedzieć, że nie umiem jeździć na rowerze.
Nie czekaj do czterdziestki, jak ja, z nauką. Teraz będzie Ci łatwiej!
Masz rower?. Wyjdź rano jak ludzie śpią, np. o 5-6 rano. Jak ktoś będzie szedł to o tej porze zapewne się spieszy do pracy.
A szczerze mówiąc, co go to obchodzi!
Robisz coś super, uczysz się nowej umiejętności.
Ktoś nie umie jeździć na nartach, ktoś inny pływać, a ktoś jeździć na rowerze!
W tej nauce najważniejsze to przestać myśleć co myślą inni. Jak mówi Marta Frej – nie możesz się tym przejmować, bo każdy myśli coś innego!
Jak będziesz potrzebowała rady to pisz śmiało! Powodzenia z całych sił Ci życzę!
26 sierpnia 2022 at 23:16
Wreszcie się przełamałam, umówiłam się dzisiaj z przyjaciółką i nauczyłam się jeździć w 2 godziny. Wybrałam miejsce bez ludzi, a teraz już zaplanowałam kolejną mini „wycieczkę” rowerową z kuzynką. Bardzo się bałam, ale jestem z siebie dumna, że mi się udało, tylko żałuję, że nie zaczęłam uczyć się wcześniej, bo na pewno dużo straciłam. Mimo iż dopiero dziś się nauczyłam jeździć, już to pokochałam, może to częściowo dzięki pani, ponieważ jak przeczytałam pani bloga, to się zmotywowałam, za co bardzo dziękuję.
27 sierpnia 2022 at 17:48
Bardzo dziękuję za ten komentarz! I bardzo się cieszę! Mam nadzieję, że teraz Pani zmotywuje, pomoże, zainspiruje jeszcze kogoś 🙂 Proszę nie żałować, tylko jeździć, jeździć i jeździć! 🙂 Łapać każdą okazję, ćwiczyć, nabierać wprawy, ale też dobrze się bawić i poznawać świat na dwóch kółkach 🙂 GRATULUJĘ!
28 sierpnia 2021 at 14:26
Kurczę czytam wasze opowieści o sukcesach i bardzo mi się podobają ,ja mam 66 lat i kiedyś przejechałam na rowerze z Chechla do swierklańca ,sama nie wiem jak ,miałam wtedy 30 lat.Od tej pory nie wsiadłam na rower ,a teraz postanowiłam sobie przypomnieć ,kupiłam rower i próbuje w domu ,i nic nie wychodzi .Dzisiaj kupiłam boczne kolka bo nie mogę upaść,ald nie wiem,wstyd mi wyjść i prowadzić rower.Szukam jakiejś osoby do pomocni nie wiem czy dam radę.Pozdrawiam tu wszystkich.
28 sierpnia 2021 at 18:20
Danusiu 🙂 spróbuj odkręcić pedały 😀 zrób z niego taki chodzik dziecięcy. Mnie to bardzo pomogło złapać równowagę.
25 sierpnia 2021 at 10:54
O Kochana, ja też stara baba i postanowiłam się nauczyć. Chyba przyjadę w Twoje tereny by pod osłona nocy zjechać z tej górki ❤
25 sierpnia 2021 at 12:57
Sylwia, drobne sprostowanie – MY to jesteśmy fantastyczne, dorosłe kobiety! I odważne! A jak pojedziesz pierwszy raz to poczujesz się jak dziewczynka 😀 I miej w nosie co sobie myślą inni 😀
Znajdź swoją małą górkę i kulaj się 😀 A na rower serdecznie zapraszam w moje tereny, mamy fajne ścieżki rowerowe i górki 😀
11 sierpnia 2021 at 09:42
Brawo!!!
Ja ostatnio tak jak Ty wsiadłam i pojechałam 😁. Córcia prosiła żebym się nauczyła to pojeździmy razem 😉. I przez to siedzenie w domu, przez pandemię, tak brakowało wolności, że się długo nie zastanawiałam. Wyłączyłam głowę i to było to 😊. Rower to wolność, zmęczenie i radość. Odciski na rękach (tak, tak jeszcze mocno zaciskam kierownicę 😉), ból „siedzenia” 😁 ale i tak jest super. Trzymam za wszystkich kciuki. Bardzo się cieszę, że Tobie też się udało. Teraz pozostało nam doskonalić to co już umiemy – całe życie przed nami 😊. Pozdrawiam
11 sierpnia 2021 at 12:21
Magda, dziękuję i Tobie też gratuluję 🎊
Ach to ściskanie kierownicy! Też tak robiłam. Odciski już się goją i przypominają żeby wyluzować.
Rower jest fantastyczny, uwielbiam jeździć na rowerze i tak, Nadrabiam stracony czas.
Choć może gdybym umiała od dziecka to nie byłoby TO!
Serdeczności i wielu przejechanych km ❤
10 sierpnia 2021 at 07:51
Witam😊 to ja tez się pochwałę 😊
Asiu pisałyśmy kilka miesięcy temu kiedy zaczynałam przygodę z rowerem…
No i dzięki mojemu uporowi ale przedewszystkim dzięki mojemu mężowi, który ciagle biegał za mną i wspierał ramieniem bo wymyśliłam sobie sposób, że się nauczę jak On będzie szybko szedl a ja będę wspierając się lewą ręką i ciałem na nim, opanuję rower. No wiec tez dzięki Jego sile 😄 w końcu pojechałam, nawet dumny nagrał ten pierwszy raz😄
Probowalam wcześniej na kilku rowerach ale nie umiałam nawet ruszyć, nauczyłam sie na składaku bo ma małe koła i nie byłam tak przerażona wysokością.
Teraz ćwiczę już sama przejażdżki, żeby udoskonalić jazdę, nawet po zakupy juz jechalam co było małym moim sukcesem 😄 ale jedyne z czym jeszcze walczę to chociaż próbuje ale boję się ścieżek rowerowych i rowerzystów na nich, ze nie utrzymam swojego toru albo się zachwieje … i wybieram w miarę możliwości inne drogi… muszę jeszcze ten strach przezwyciężyć.
Mam juz 46 lat wiec i tak jeszcze w marcu kiedy dostałam ten rower to nie wierzyłam ze coś z tego będzie, bo już za stara jestem na naukę i się boje i mam problem z błędnikiem, milion powodów a jednak skoro ja mogłam to każdy naprawdę każdy da rade się nauczyć.
Teraz już czuje przyjemność z jazdy i powoli zaczynam się rozglądać za jakimś większym rowerem😄 tylko te ścieżki … macie jakieś rady żeby ten strach przezwyciężyć?
Albo jak nauczyć się jazdy żeby przykleić się do prawej strony i komuś nie zajechać drogi?
Życzę wszystkim którzy zaczynają przedewszystkim wytrwałości i niezrażania się ze nie od razu sie udaje, niektórym wystarczy kilka prób a niektórym pewnie kilkadziesiąt ale każdy w końcu da rade, skoro ja sie nauczyłam 😄to wiem co mówię😊 pozdrawiam 😄
10 sierpnia 2021 at 20:42
Cześć Jolu! Serdeczne gratulacje i brawa dla rowerzystki! Męskie silne ramię było ważne, ale to Tobie należą się brawa za wytrwałość, determinację i dążenie do celu! Teraz będzie Ci już dużo łatwiej 🙂
Mój sposób na „przyklejenie się” do prawej strony to najpierw próby na ścieżce rowerowej o poranku. Wtedy nikogo tam nie ma, a ja jadę. Później ćwiczyłam już po południu. Mój partner twierdzi, że inni też mnie widzą 🙂 jednak ja chciałabym ufać sobie.
Bojąc się, że w kogoś lub w coś wjadę kupiłam sobie ubezpieczenie dla rowerzystów, także z opcją OC.
I ćwiczę, ćwiczę, ćwiczę.
Jeszcze raz gratulacje i serdeczne pozdrowienia! Daj znać jak postępy 🙂
9 sierpnia 2021 at 10:25
Hej wszystkim, hej Asiu!
Jakąś godzinę temu zajrzałam do komórki/graciarni w celach porządkowych i natknęłam się na mój poobijany rower po zeszłorocznym wypadku- upadek i złamanie prawej reki w łokciu. Przemknęła myśl-” czy jeszcze kiedyś odważę się ,aby spróbować…” . Wróciłam do domu , otwieram komputer, aby odpisać na mail i widzę wiadomość od Asi! Co za niespodzianka!!! Czy to nie jakies zrządzenie losu? Z takimi cudownymi relacjami ,ale także radami od Ciebie Asiu i od Was wszystkich tu piszących ,wiem ,że spróbuję raz jeszcze . Trzymajcie kciuki proszę 🙂
9 sierpnia 2021 at 11:42
No proszę, ależ się wstrzeliłam z tą wiadomością 😀 Marta, trzymam za Ciebie kciuki! I życzę powodzenia. Wiem, że nie zawsze jest łatwo, ale jak to potem cieszy! Jeśli jeszcze mogę coś podpowiedzieć to praktyka rzeczywiście czyni mistrzynią. Znajdź czas codziennie, nawet na pół godziny. Codziennie czegoś się nauczysz i z każdym dniem będziesz widziała postępy. Może to będą małe kroki ale każdego dnia będziesz jeden krok bliżej celu. Powodzenia z całego serca 🙂 Daj znać proszę jak Ci idzie!
6 sierpnia 2021 at 16:42
Naprawdę gratuluję!!! 😀 ja też jestem bliska zamknąć ten rozdział bez happy endu. Jeżdżę, ale tylko przed siebie i z takim „z drogi bo ja jadę”. Dałam się kiedyś namówić partnerowi na przejażdżkę taką trasą rowerową, bez aut, prosta, szeroka, ale często uczęszczana i dość zatłoczona. Ale mówi mi „przecież już jeździsz, dasz radę”. No to spróbowałam. Na początku ekstra, ten wiatr we włosach, nawet mi się udało w nikogo nie wjechać jakimś cudem, ale pojawiła się przeszkoda. Na tym szlaku są raz na jakiś czas poprzeczne skrzyżowania z takimi słupkami – blokada by nie wjeżdżać z tej poprzecznej drogi autem. No i słupki nie chciały mi ustąpić. Widziały, że się zbliżam, a one nic, nawet nie drgnęły! W efekcie – no bo jaki mógł być efekt – najechałam na słupek, fiknęłam kozła, za mną rower, aż się rama skrzywiła. Nie połamałam się, tylko mocno poturbowałam, ale podłamała się moja psychika. Stało się to, czego obawiałam się od początku najbardziej – upadek i to nie byle jaki, bo z fikołkiem. Znajoma (która potrafi jeździć) po takim fikołku połamała kiedyś żebra i złamała rękę w 3 miejscach. Więc boję się. Od tamtej pory nie wsiadłam ani razu na rower. Tak więc coś tam jeżdżę, ale nie umiem skręcać, w efekcie czego nabawiłam się tylko traumy 🙁
6 sierpnia 2021 at 16:55
Moniko, nie zamykaj tego rozdziału!
No tak, te słupki, mnie też nie ustępują drogi! Też się ich boję, boję się, że się między nimi nie zmieszczę. Dzisiaj między nimi była taka wielka kałuża, więc miałam dobry pretekst, zatrzymałam się, przeprowadziłam rower i pojechałam dalej! I co z tego, ważne że byłam skuteczna, słupki i ja są całe!
Zobacz mój sposób na skręcanie – plac albo parking, gdzie nie będziesz miała przeszkód – i próbuj. Wiesz, moim odkryciem było, że łatwiej to zrobić jak się pedałuje! No jakbym Amerykę odkryła, a podobno wszyscy to wiedzą. Poćwicz ósemki. Sama, na placu, do skutku. Dasz sobie radę.
Ja też wolę ścieżki rowerowe, najlepiej jak cała jest tylko dla mnie, albo las. Boję się aut, boję się jak jest za bardzo z górki… ten strach… ale się odważam.
Co się poobijała to moje! Takie piękne siniaki mam!
Monika, nie poddawaj się 🙂 I jeszcze jedno – masz kask? Czekam na wieści od Ciebie i mocno trzymam za Ciebie kciuki. Już jeździsz, a im więcej będziesz jeździć tym będzie lepiej!
Żebyś Ty wiedziała jakie śmieszne rzeczy czasem wyczyniam, aż sama się z siebie śmieję. Czasem zapominam, że mogę zahamować i zeskakuję 😀 Nie bierz ze mnie przykładu! D
6 sierpnia 2021 at 17:02
Nie mam kasku 🙁 po tamtej przygodzie miałam pomysł kupić sobie kask i ochraniacze na łokcie i kolana, ale zostałam skrytykowana i odpuściłam. Partner powiedział, że jak nie chce by ludzie się za mną oglądali to lepiej nie wyskakiwać w całej zbroi… A bez tego się boję
6 sierpnia 2021 at 17:07
Monika, kup kask! Ja wiem, że to nie jest obowiązkowe, ale to jest chwila i koniec.
Kup taki piękny, żebyś się uśmiechała do siebie w lustrze na ten widok.
Najważniejsze jest Twoje zdrowie i Twoje bezpieczeństwo! I co z tego, że ludzie się będą oglądać?! A NIECH SIĘ OGLĄDAJĄ! A NIECH MYŚLĄ CO CHCĄ!
To jest TWOJE życie. I to dosłownie!
Mam taki ulubiony cytat Marty Frej: Nie mogę się przejmować tym co myślą inni, bo innych jest wielu i każdy myśli coś innego!
Rób swoje i dbaj o siebie 😀
7 sierpnia 2021 at 10:25
Po pierwsze primo co to za partner, co się wstydzi, że się ludzie za kobietą oglądają? 😉 Po drugie to facet ma być maczismo, dziewczyna nie musi.
Jeśli miałabyś się czuć lepiej, to załóż choćby i żółwika na grzebiet — to nie partnera będzie bolało jak się znów wyglebisz czy coś.
8 sierpnia 2021 at 18:06
Olgierd, pełna zgoda! W tym wypadku chciałabym mieć (i mam) pełne wsparcie! Taka partnerze Twoja rola, wspierać. 🙂
7 sierpnia 2021 at 10:21
W kwestii tego zakręcania z pedałowaniem, zachęcam do umiaru 🙂 pewna prędkość się przydaje (brak prędkości = gleba), ale obrót korbą na skręcie może też oznaczać zahaczenie pedałem o glebę (= gleba).
Najbezpieczniej będzie:
– utrzymać sensowną (bezpieczną) prędkość — powtórzę: bezpieczna niekoniecznie oznacza bardzo wolno;
– „przysiąść” na pedałach, najlepiej w pozycji „do depnięcia” (prawego — zakładając, że prawą nogę człek ma silniejszą) — dzięki temu w razie czego można nieco przyspieszyć, utrzymać stabilność (to tak jak w aucie: na zakręcie gazu lekko dodajemy, bo hamujemy przed zakrętem);
– lekko się przechylić całym ciałem w kierunku zakrętu — taki balans ułatwia skręt (zupełnie jak na nartach).
Zacząć można, zupełnie jak przy nauce jazdy na nartach, od balansowania tułowiem przy jeździe na wprost — zaraz się okaże, że właściwie nie ruszając kierownicy rower coś tam skręca. W ten sposób można nawet cyknąć mały slalomik.
7 sierpnia 2021 at 10:51
Uzupełniając: przy głębszym lub bardziej dynamicznym zakręcie najlepiej „przystanąć” na tym pedale, w którą stronę skręcamy (czyli lewy, jeśli w lewo; prawy, jeśli w prawo) i mocno się na nim oprzeć, w ten sposób, żeby kolano było przygięte (czyli pedał musi być odchylony powiedzmy o 30 st. od pionu — jak do mocnego depnięcia). W ten sposób łatwiej i bezpieczniej się przechylimy, nie tracąc możliwości przyspieszenia w razie konieczności (tudzież szans na efektowne wyjście z zakrętu — na luźnym podłożu można nawet zadriftować bez użycia tylnego hamulca 😉
4 sierpnia 2021 at 11:29
Cześć Asiu,
gratuluję! Cóż za cudna wiadomość! 🙂 Zmotywowałaś mnie do wyjścia dziś na rower! 🙂
Ja też się pochwalę, bo już w czerwcu pojechałam sama – ruszam samodzielnie, hamuję, zakręcam po łuku. Jeździłam po parku w pobliżu domu 🙂
Jeszcze czuję lęk, jeszcze boję się ostrych zakrętów, jeszcze stresuję się, gdy jadę po bardziej wyboistej nawierzchni, ale… jadę! 🙂
Teraz tylko praktykować i ulepszać, tak jak piszesz 🙂 Nie powiem jeszcze o sobie, że umiem jeździć. Jeszcze nie sprawia mi to czystej przyjemności, bo wiąże się ze stresem. Ale czuję, że jestem na dobrej drodze 🙂
Pozdrawiam
Paulina
4 sierpnia 2021 at 17:41
Ja Tobie też gratuluję i bardzo dziękuję za słowa wsparcia! Za mną właśnie trzy tygodnie i już kocham jazdę na rowerze. Jasne, stresuję się jeszcze, szczególnie na ulicy, jak muszę przejechać przez drogę, stresują mnie zjazdy i czasem nie wszystko idzie tak jak chcę, ale jadę! Staram się codziennie choć na godzinę wyjść na rower i powiem Ci, że za każdym razem widzę postęp, nawet drobny ale jednak postęp! A to tak motywuje! W niedzielę zrobiłam sobie 30 km wycieczkę! Dzisiaj oswajam prędkość i podniosłam siodełko.
Więc jedź i baw się dobrze 🙂 I ciesz się! Gratulacje 😀
1 sierpnia 2021 at 20:23
Asiu powiem jedno – BRAWO TY 🙂
To wspaniale, że się nie poddałaś! I że dajesz motywację innym 🙂
Ja też się pochwałę, że już mam trochę kilometrów za sobą 😀 A nauczyłam się zaledwie 3 miesiące temu ;P Mimo to wraz z mężem zrobiliśmy w tym roku Velo Czorsztyn 🙂 Bajecznie tam jest 🙂 Szkoda, że nie umiem dodać zdjęcia 😉 Choć w wielu miejscach bałam się, że jest zbyt stromo, zbyt ciasno itd to nie poddałam się i teraz pozostały mi tylko piękne wspomnienia 🙂
P.s. Jest dokładnie tak jak piszesz – CHCIEĆ TO MÓC 🙂 Trzeba w to tylko uwierzyć 🙂
2 sierpnia 2021 at 10:07
Dziękuję i Tobie też gratuluję! Teraz czas na odkrywanie rowerowych tras. Na razie w moich beskidzkich okolicach, ale już wczoraj przejechałam 31 km, a w minionym tygodniu więcej przejechałam niż przebiegłam, choć tutaj też nie zwalniam. Raczej mam w planach pogodzić dwie aktywności.
A i mam podobnie, jak jest stromo, wąsko czy z przeszkodami to mam stracha. Ale w życiu warto się odważać 😁 Rower jest SUPER!
27 lipca 2021 at 11:24
No brawo-pięknie, gratulacje! 🙂
(a ponieważ mamy do czynienia z wyczynowcami-długodystansowcami, zakładam, że moje niegdysiejsze rekordy — ok. 1,2 tys. km miesięcznie — są zagrożone 😉
PS rower to jest fajna sprawa — tylko pamiętaj, że dla kolan najlepszy jest „młynek”, a nie siłownia!
27 lipca 2021 at 14:25
1200?! Na miesiąc? Robi wrażenie! 40 km dziennie to jakiś kosmos.
To poproszę o pierwszą lekcję. Co to ten młynek? Takie szybkie kręcenie pedałami? 🙂
27 lipca 2021 at 15:22
40 km dziennie to nie kosmos, jeśli do pracy ma się 12,5 km 🙂 ale fakt, że takie dystanse trzepałem tylko od poniedziałku do piątku 😉
„Młynek” czyli jazda kadencyjna polega właśnie na tym, żeby szybko kręcić, ale lekko cisnąć na pedały (oczywiście wszystko bez przesady, po prostu zawsze trzeba mieć wyraźny zapas momentu obrotowego). Jazda siłowa podobno może szybciej wykończyć kolana — no a ruch obrotowy jest dla kolan bardzo dobry.
27 lipca 2021 at 21:39
Tutaj jest to dobrze wyjaśnione:
https://roweroweporady.pl/kadencja-na-rowerze-czyli-co-amator-musi-wiedziec/
kiedyś jeździłem bardziej siłowo, od kilku lat jednak już lepiej dla kolan
2 sierpnia 2021 at 11:08
Właśnie sobie przypomniałem 😉 jak mając 18 lat pojechałem z kolegami do Krynicy Górskiej czy Muszyny (Wrocław — Racibórz — (przez BB 😉 — Wadowice — jezioro Rożnowckie — finisz). Etapy po 180-120 km dziennie, przy życiu trzymał nas mix piwa i mleka 😉 (a w BB jedyny raz zdarzyło mi się, że zażądano ode mnie dokumentu potwierdzającego wiek).
Kosmosem jest przebiegnięcie ciurkiem przeszło 200 metrów 😉
Ja już zaczynam kombinować jak w przyszłości pogodzić rowerowe wypady z moją większą pasją (wiadomo, że wycieczka bez psa to nudy) — jakieś pomysły już są!
2 sierpnia 2021 at 14:05
Wczoraj przejechałam 30, więc do Twoich przebiegów jeszcze mi brakuje 😁 A ponieważ ja się teraz gapię na rowerzystów to wczoraj spotkałam gościa na rowerze z psem. I ten pies miał taką smycz i mocowanie do roweru na sprężynie. Fajny sposób.
Ps. No bo kto biega 200 m, to przecież strasznie męczące jest 😁🤣
2 sierpnia 2021 at 14:33
Pewnie, tzw. springer to świetna sprawa, ale tylko nieliczne psy (rasy) są w stanie przebiec jakiś przyzwoity dystans.
Mi raczej przychodzi do głowy coś bardziej stylowego, np.:
https://topdogtips.com/wp-content/uploads/2015/08/The-SamSam-Dog-Sidecar-Attaches-to-Most-Bicycles-640×400.jpg
😉
8 sierpnia 2021 at 20:33
Olgierd, chciałam się tylko pochwalić, że wczoraj przejechaliśmy z Piotrem 50 km w Lesie Kabackim i okolicach 🙂 Było fantastycznie 😀