Dlaczego nie piszę co bym zrobiła inaczej?

Miało być „co bym zrobiła”, ale od kilku dni tryb przypuszczający (albo przeszły) zastępuję oznajmującym.
Oznajmiam Ci,  że wracam na szlak Sentiero Italia.
Już zapomniałam o odciskach, zmęczeniu, brudzie i pragnieniu. Zresztą to pragnienie sprawia, że wracam. Muszę iść. 

Sentiero Italia, góry, szlak, świt

I skoro miałam napisać co zrobiłabym inaczej planując samodzielną wędrówkę szlakiem Sentiero Italia i jakie wnioski wyciągnęłam z czerwcowego wyjazdu, to piszę. Te wnioski pomagają mi teraz w planowaniu kolejnego odcinka włoskiej wędrówki, która rozpocznie się 10 września, czyli 3 miesiące po tym jak po raz pierwszy ruszyłam na szlak SI.

Jakie wnioski wyciągnęłam z czerwcowej wędrówki?

Przeszłam wtedy 325 km górskimi szlakami. Przeczytaj o tym w poście Moja włoska wędrówka. To była niesamowita frajda, wspaniałe doświadczenie i przygoda.

Ludzie, spotkania i rozmowy z nimi, przedzieranie się przez krzaki, opieka wielkiego psa. Uciekanie przed burzą, szukanie miejsca pod namiot, pyszne i proste jedzenie, zimne piwo wypijane duszkiem.

Zatem co zrobię teraz inaczej, czyli co nie do końca wyszło mi podczas pierwszej wyprawy:

1. Butla z gazem

Niosłam palnik, garnek i liofy… i nie mogłam z tego w pełni skorzystać!

To zdecydowanie mój największy błąd. Błąd w stylu „jakoś to będzie”. No przecież, gdzieś będzie sklep, gdzie będę mogła kupić gaz. A jak nie sklep to camping, przecież na campingu to już musi być! Tak sobie myślałam. No więc nie było – nie było sklepu ze sprzętem turystycznym, sportowym i campingowym. Bo i nie miało gdzie być. Te wioski, miasteczka przez które przechodziłam to było kilka domów, kościół, jeden bar, czasem dwa-trzy sklepy.

Wioska, góry, Włochy, Sentiero Italia

A czasem nic – jak w osadzie Pieia, gdzie żyje 27 osób. Jak był camping to jeszcze nieczynny, a właściciel dopiero przygotowywał się do sezonu. Było jedzenie, woda i miejsce do spania. Ale nie było gazu. Jednego liofy zjadłam, bo właścicielka baru w Isola Fossara zagotowała wodę. Pod koniec już nawet nie szukałam, gdzie kupić gaz, bo nie miało to sensu!

Tym razem mam gaz! Będę miała. Lecę do Forli i tam spędzam pierwszą noc. Dzięki pomocy bardzo uprzejmych pracowników Informacji Turystycznej, mam kontakt do dwóch sklepów, w których taki sprzęt powinien być. Oba zlokalizowałam, sprawdziłam godziny otwarcia, a nawet wysłałam wiadomości. A później dostałam kolejną wiadomość od pracowników informacji, że zadzwonili do jednego z tych sklepów, i są butle, z zaworem lub bez. Idealnie! Wnioski wyciągnięte – butla z gazem zorganizowana. 

2. Ufaj trackom

I szukaj, aż znajdziesz właściwą ścieżkę. Ona tam jest!

Pierwszy raz odkąd chodzę po górach nie miałam mapy. Takiej papierowej. Miałam tracki zgrane z oficjalnej strony Club Alpino Italiano. Chciałabym mieć papier, ale w Polsce nie było szans kupić odpowiednio dokładnej mapy. A te, które znalazłam w terenie na nic by mi się nie przydały. Dwa razy spotkałam się z pytaniem o mapę – raz, gdy szukałam szlaku, który miał tam być, ale nie było ani oznakowania, ani kierunkowskazu, ani ścieżki. (Gdybym szła w przeciwną stronę nie miałabym kłopotu, należało po prostu przejść przez łąkę.) 

SI, znak, las, Sentiero Italia

Za drugim razem na tak postawione pytanie pokazałam zegarem. 

Ale… jednak zdarzyło mi się nie zaufać temu, co zegarek pokazywał i poszłam swoją drogą. I skończyło się przedzieraniem przez krzaki i szukaniem drogi i marszem w kierunku szlaku. Po takiej akcji z przedzieraniem się przez chaszcze moje nogi wyglądały jak po walce z dzikim kotem. Mam nauczkę! Ta ścieżka tam jest – trzeba tylko rozejrzeć się trochę dłużej, poszukać dwa, a nawet trzy razy i nie błądzić po krzakach z kolcami. 

3. Zrewiduj listę niezbędnych rzeczy! 

Mój cały dobytek ważył około 8 kg – z namiotem, śpiworem, matą, ubraniami, kosmetykami i jedzeniem. Plus woda. I raz dodatkowe zakupy w sklepie, bo nie mogłam oprzeć się kanapkom z serami i wędlinami. Wtedy, w czerwcu, pakowałam się z listą przygotowaną w excelu, i pod kolejny wyjazd już została uaktualniona. 

Nie zabiorę kilku drobiazgów, które choć lekkie to jednak zajmowały miejsce. I nigdy ich nie użyłam. Zeszyt i długopis – nie napisałam ani słowa, nie miałam siły pisać i zdecydowanie lepiej nagrać się przed snem albo w trakcie wędrówki. Spinek do włosów i jakiegoś super kremiku do twarzy też nie użyłam. Był jeden krem na wszystko, a przede wszystkim na słońce i zdecydowanie mi wystarczył. Minimalistyczna kosmetyczka będzie jeszcze mniejsza. 

4. Idź wolniej, zaplanuj krótsze odcinki i ciesz się wędrówką!

To będzie wyzwanie, bo jednak mam do przejście ok. 350 km plus jeden dzień i dodatkowe kilometry na najwyższy szczyt Apeninów, czyli Corno Grande. Tym razem mam jednak więcej dni do dyspozycji, nie muszę więc iść po 36 km dziennie. Średnio tyle wypadło, ale były dni, gdy szłam po ponad 40 km. Teraz ta dzienna średnia powinna być mniejsza. Chcę mieć więcej czasu na podziwianie widoków, na cieszenie się tym gdzie jestem, na bycie. 

A nie tylko marsz i marsz. 

Lody, dziewczyna, Bolonia, Włochy

Nie zrozum mnie źle, ja nie przebiegłam tych 325 km, ale musiałam pilnować czasów, odcinków, kilometrów i etapów. Chociaż przyznaję – na ostatnim etapie gnałam, jakby nie było zmęczenia z 8 poprzednich dni. Wtedy jednak uzależniona byłam od rozkładu jazdy pociągu. A ten ostatni miał mnie dowieźć na upragnione lody do Bolonii!

5. Odpocznij! 

Gdy już dojdę do Popoli, czyli mojej wirtualnej mety, będzie czas na odpoczynek. Pojadę nad morze, na plażę, pod palmy i po wymarzone drinki z palemką! Zaplanuję odpoczynek w jakiejś małej miejscowości między Pescarą a Rimini. Pole namiotowe, plaża, woda.
Ciche miasteczko, dobre jedzenie, sen i leżenie i czytanie.

Coś polecasz? Sprawdzone miejsca, koniecznie z campingiem, wpisz proszę w komentarzu. Tego odpoczynku zabrakło mi w czerwcu. Miałam za mało czasu by zobaczyć morze i trochę poleniuchować. Teraz czasu powinno mi wystarczyć i na wędrówkę górami i na spacer po plaży. 

Pieia, Sentiero Italia, góry

Kilka rozwiązań w czasie czerwcowej wędrówki to był strzał w 10!

To co się sprawdziło, powtórzę tym razem. Chociaż jeszcze udoskonalę 😉

1. Pas biodrowy na telefon!

Wymyśliłam to w ostatniej chwili i po prostu zabrałam pas biegowy z maratonu w Paryżu. Telefon miałam zawsze pod ręką. Zdjęcie, sprawdzenie trasy, pogoda czy kontakt do Piotra, który supportował mnie z Polski. Telefon mieścił się na styk, więc czasem szarpałam się z rzeczywistością. Tym razem telefon i drobiazgi będę miała pod ręką w większej nerce.

2. Butelki na wodę, czyli softflaski biegowe!

Oprócz 0,65 l butelki Nalgene, którą niosłam w bocznej, zewnętrznej kieszeni plecaka, miałam dwie miękkie i lekkie butelki biegowe. Są nie tylko lekkie, ale też zajmują bardzo mało miejsca. Puste niemal nic nie ważą. Pod koniec wędrówki opracowałam nawet wygodny sposób sposób niesienia jednego z softflasków, tak żeby nie trzeba było ściągać plecaka, gdy chcę się napić. Po prostu lekko opróżniony przewieszałam przez pas biodrowy. 

I tabletki do odkażania wody! Mimo picia wody z różnych źródeł nic przykrego mnie nie spotkało!

3. Koszulka merino Kwarka! 

Cieniutka jak mgiełka wełniana koszulka z krótkim rękawem, w pięknym czerwonym kolorze. Mogłam ją przepocić, a owszem pociłam się solidnie, a ona nic a nic nie śmierdziała. Na postojach szybko schła. I nie zaszkodziło jej nawet wielokrotnie ściąganie i zakładanie plecaka.

Dziewczyna, szlak, las, Kwark

Zabieram zatem ją – koszulkę bazówkę – plus dwie inne od Kwarka: lnianą też na upały i pustynną z długim rękawem. Plus merino z długim rękawem, ciepła bluza i kurtka gore. I to komplet na całą wędrówkę. Niewiele, ale założenie jest takie, że gdyby było chłodno to będę ubierać wszystkie możliwe warstwy. Plus spodnie i spodenki. A także buff, opaska i cienkie rękawiczki – to na najwyższą część Apeninów. Nadal obowiązuje zasada – minimum rzeczy, minimalna waga – maksimum możliwości. 

4. Namiot, mata i śpiwór

Namiot maleńki i lekki, tak mały, że kilka osób spotkanych po drodze pytało mnie gdzie śpię, a jak pokazywałam na niesiony przy plecaku pakunek, to nie dowierzali. Nie mam żadnego super materaca, ani maty! Mam zwykłą, tanią alu matę z pewnego znanego sklepu. Taką za grosze, a dokładnie za mniej niż 50 zł. Kupiłam ją 11 lat temu na GR 20 na Korsyce i miała nie przetrwać SI. A ona przetrwała i wróciła i we wrześniu pojedzie znowu! Jak się zniszczy i potarga to zupełnie nie będzie mi jej żal.

Namiot, Naturehike, Włochy

Dlaczego alu mata? Bo po całym dniu z plecakiem spanie na twardym mi zdecydowanie służy. Tym razem zainwestuję w śpiwór – ma być jeszcze mniejszy, o połowę lżejszy i puchowy. Tylko 400 gram! Może być chłodniej nad ranem (to połowa września), a ja potrzebuję zmniejszyć i wagę i rozmiar zabieranych rzeczy. Obecny śpiwór jest fajny, ale po prostu za duży.

5. Tabelka w excelu, nawet jeśli nie kocham excela!

Tak wygląda planowanie tej trasy. Mało romantycznie, ale nie ma wyjścia! Mam określoną liczbę dni i chcę jeszcze 2, może 3 dni odpocząć nad morzem. Żeby dotrzeć na czas, muszę zaplanować ile odcinków dziennie, ile to km, ile pod górę, a ile w dół. Przemyśleć, czy będę miała gdzie uzupełnić wodę – można mniej jeść, ale pić trzeba! Dobrze wiedzieć, że na trasie jest sklep, bar albo schronisko. To przecież Włochy ze wszystkimi ich przysmakami, a talerz pasty po wysiłku to najlepszy posiłek.

Makaron, wino, kolacja, Włochy

No i w jakich okolicznościach przyrodę będę spała – na polu obok gospodarstwa, przy nieczynnej szkole, czy za zamkniętym schroniskiem. Taki research przed wyjazdem plus wsparcie zdalne z Polski sprawiły, że mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać. Choć nie brakowało niespodzianek! Jednego dnia, zgodnie z mapą, miałam nocować przy jednym z trzech sąsiadujących ze sobą schronisk. Tyle mapa – w rzeczywistości wszystkie były zamknięte, a dwa nawet w ruinie. 

Przede mną kolejnych kilkanaście etapów SI. Nie przypuszczałam, że wrócę tak szybko. Wyciągnęłam wnioski i teraz będzie jeszcze przyjemniej – tak w to wierzę!

Trzymaj kciuki! I wszelkie rady czy słowa zachęty mile widziane!