Corno Grande to był punkt kulminacyjny mojej wędrówki szlakiem Sentiero Italia. Planując wrześniową trasę i kolejne etapy – w czerwcu przeszłam 325 km – nie mogłam i nie chciałam ominąć najwyższego szczytu Apeninów. 

2912 metrów i fantastyczny kształt widoczny już z daleka! Widziałam go już kilka dni wcześniej podczas mojej wędrówki i kilka dni później, odpoczywając nad morzem. 

Corno grande, Apeniny

Pierwsze spojrzenie na tę górę nie napawało jednak optymizmem. Ogromne chmury przetaczały się nad szczytem z dużą prędkością. Już w miejscu, gdzie byłam wiało, później jeszcze bardziej wiało, a jeszcze później trzymałam namiot podczas nocnej burzy z wichurą. Więc co działo się tam w górze – myślałam z obawą. To zdecydowanie nie były warunki, by spełnić marzenie o zdobyciu szczytu. Ale… prognozy pogody zapowiadały poprawę. I ja na tę poprawę zamierzałam zdążyć. 

Przejść przez Corno Grande!

Zapraszam na wycieczkę na Corno Grande. To będzie mniej popularna trasa i tym razem nie zaproponuję pętli. Zdobycie najwyższego szczytu Apeninów było częścią prawie 350 km wędrówki szlakiem Sentiero Italia. 

Corno Grande znajduje się w masywie Gran Sasso d’Italia i jest szóstym pod względem wybitności szczytem Europy — MDW 2476 m.

Proste wyjaśnienie - ciekawostka
MDW to minimalna deniwelacja względna inaczej wybitność szczytu, czyli minimalna wysokość potrzebna do zejścia z danego szczytu przed wejściem na inny, wyżej położony teren.

Nazwa Corno Grande w języku włoskim oznacza Wielki Róg. 

Krótko, ale pod górę!

Trasa jest krótka! Ale nie daj się zwieść! Zaledwie 13 km dzieli wioskę Pietracamela i Rifugio Duca degli Abruzzi. Za to pod górkę jest 1950 metrów, a w dół tylko 600. Ze schroniska do Campo Imperatore (parking, górna stacja kolejki linowej, hotel oraz obserwatorium astronomiczne i kilka budek / sklepików) jest już przysłowiowy rzut beretem – 250 metrów w dół i zaledwie kilkadziesiąt minut łatwym szlakiem. 

Początek w Pietracamela, a koniec na Campo Imperatore i do obu miejsc można dojechać samochodem. Po drodze z Pietracamela jest jeszcze Prati di Tivo (parking, ośrodek narciarski, bary i hotele) z kolejką linową, a przed szczytem jeszcze jedno schronisko — Rifugio Carlo Franchetti na wysokości 2433 m n.p.m.

Można więc jeszcze skrócić trasę (przyjechać na Prati di Tivo, a nawet wjechać wagonikami) i zmniejszyć ilość podejść, ale… po co?! 

Moja trasa wymaga zorganizowania transportu powrotnego. Albo po prostu trzeba pójść dalej! To także polecam. Patrząc na mapę można jednak wrócić na Prati di Tivo inną drogą. Na koniec napiszę zatem, gdzie skręcić i jak schodzić, żeby wrócić tam skąd zaczęliśmy.

Prati di Tivo — miejsce popularne szczególnie zimą

Dotarłam tu wieczorem i liczyłam jednak na jakieś schronisko i bardziej górski klimat. Zaznaczony na mapie obiekt był jednak zamknięty, więc pozostało mi rozbić swój namiot w sąsiedztwie kamperów i wspinaczy. Najpierw jednak zaczepiłam jakiegoś ratownika górskiego, upewniając się, że mogę. Wiesz, on po włosku, ja przede wszystkim po angielsku, ale dormirla tenda i się zrozumieliśmy. A przede wszystkim ja zrozumiałam, że mogę spać gdzie chcę. Więc „przytuliłam” swój mały domek to włoskiego towarzystwa, informując że będę ich sąsiadką, czyli vicina. 

Prati di Tivo, Sentiero Italia, Apeniny

Prati di Tivo to dobrze znany, szczególnie zimą, ośrodek turystyczny. Tamtejsze obiekty narciarskie należą do najnowocześniejszych i najbardziej zaawansowanych technologicznie w Europie.

W niedzielne, wrześniowe popołudnie w licznych barach i restauracjach siedzą turyści i wspinacze. Jest ciepło i słonecznie, za nimi cały dzień w górach. Tłoczno tu trochę, jednak większość z nich wyruszy przed zmrokiem w drogę powrotną w dół, a w poniedziałek we wrześniu tłumów na szlaku się nie spodziewam. Czas spać!

Wcześniej była jednak kolacja w jednym z barów, wino i deser, i ładowanie elektroniki. Namiot rozbijałam szybko, bo słońce chowało się za szczytami. Wrześniowy wieczór i noc na tej wysokości okazały się chłodne, ale od czego mam śpiwór do zadań specjalnych! Wysunęłam tylko nos żeby móc oddychać i spałam zadowolona.

Rano będzie rześko, więc pakowanie i zwijanie dobytku też powinnam zrobić ekspresowo – planowałam w myślach. Rozgrzeję się pod górę, pomyślałam, ale i tak kilka godzin później to było wyzwanie opuścić ciepłe wnętrze namiotu. 

Pierwszy kilometr i robi się ciepło

Kolejne warstwy zaczynam zdejmować w drodze do kapliczki i górnej stacji wyciągu. Wagoniki jeszcze nie kursują, ruszą lada moment i na szczyt będę już miała towarzystwo, nieliczne, ale jednak. 

Początek jest stromy i konkretny, ale dzięki temu dość szybko przybliżam się do celu. Godzina wędrówki i patrzę na miejsce mojego ostatniego noclegu z góry. Z trudem wypatruję parking, bar gdzie jadłam wczoraj kolację i kampery moich sąsiadów na jedną noc. Przede mną górna stacja kolejki linowej i kapliczka La Madonnina. 

A może wczoraj wieczorem, zamiast jeść kolację, mogłam przyjść tutaj na nocleg – przebiega mi przez głowę na widok rozstawionych dwóch namiotów. Zyskałabym godzinę, ale… byłoby mi nad ranem zimno i jeszcze trudniej wyjść, by ruszyć w górę. Odpędzam te zbyt ambitne myśli. 

Rozglądam się wokół. Mniej więcej 100 metrów niżej widać charakterystyczny budynek, jego kształt widać było i niżej i dzień wcześniej podczas zejścia do Pietracamela. 

Panorama, schron, Apeniny

To niedokończony obiekt Albergo Diruto, położony na wysokości 1896 m. Jego budowa rozpoczęła się w 1935 roku, ale z powodu wojny nigdy nie została ukończona. W kolejnych dekadach, mimo licznych projektów, które miały na celu jego renowację, żaden nie doszedł do skutku z powodu biurokratycznych komplikacji. Dziś stoi tam nadal, wysoki, kamienny, widoczny z daleka. Szkoda, że nie został ukończony, zdecydowanie ułatwiłby wędrówkę. 

Zmiana kodu… dwójka z przodu!

A na liczniku zegarka już 2030 m n.p.m. Zatrzymuję się na chwilę przy górskiej kapliczce. Spoglądam w dół na wagoniki kolejki, którymi jadą pierwsi turyści. Nowoczesna kolejka, która w kilka minut wywozi tutaj turystów ruszyła miesiąc przed moją wizytą. Już po powrocie do domu, poszukując informacji na temat tych terenów, trafiłam na artykuły prasowe dotyczące właśnie tego wyciągu.

A w nich takie nagłówki i leady:

Wygląda na to, że to koniec długiej afery, która sprawiła, że od ponad dwóch lat nieczynne są wyciągi kolejki linowej Prati di Tivo — Madonnina. 

Były lata przestojów i zamknięć, aż przed kilkoma dniami zażądano podjęcia wysiłku, aby przezwyciężyć różnice w imię interesu publicznego. 

To była trudna i nie przewidywalna podróż, ale wyciąg krzesełkowy „Prati di Tivo — La Madonnina” został ponownie otwarty dziś rano, w sobotę 6 sierpnia, i pozostanie otwarty do 23 września 2022 r. W rzeczywistości kwestia własności obiektów jest nadal nierozstrzygnięta. 

Czyżby góralskie spory o polany i stoki, trasy i wyciągi, niczym te sprzed lat w Szczyrku?

Kolejny przystanek: schronisko

Czas ruszać na szczyt! To dopiero początek drogi. Jeszcze 900 metrów w pionie,
ale w połowie drogi jest jeszcze schronisko. Zaczyna przygrzewać słońce. Mogę nawet wędrować w krótkim rękawku, tylko w cieniu rzucanym przez Corno Piccolo, mniejszego brata, powiewa chłodem. Początek to łatwy i przyjemny szlak. Wyraźnie oznakowany i poprowadzony niestromnymi trawersami. Ciekawie prezentuje się przejście między ogromnymi głazami. Raz po raz robię zdjęcia stromym ścianom. Gdzieś w górze echo niesie szczekanie psa. Gospodarz Rifugio Carlo Franchetti wypatrzył podążającego przede mną mężczyznę i szczekaniem zapowiada gościa. Jeszcze kilkanaście minut i mnie przywita
w podobnym stylu!

To już prawie wysokość naszych Rysów! Schronisko Carlo Franchetti znajduje się na wysokości 2433 m n.p.m. w niesamowitym miejscu, w samym sercu Parku Narodowego Gran Sasso, między ścianami Corno Grande i Corno Piccolo. Jeden po lewej, a drugi po prawej. Moim celem jest ten wyższy i najwyższy w Apeninach. 

Można tu nawet spróbować włoskich nalewek!

Budowę schroniska zainicjowało pod koniec 1950 roku C.A.I. Roma, czyli Włoski Klub Alpejski, a obiekt otwarto 10 lat później. Obiekt zbudowany z kamieni wapiennych i pokryty drewnem. 

Maleńkie i bardzo urocze schronisko, z kilkoma miejscami noclegowymi, przytulną salą, kawą w naparstku i ciachem na śniadanie, ale przede wszystkim z widokiem na Morze Adriatyckie, przy dobrej pogodzie. Gdybym szła w przeciwną stronę zapewne skusiłabym się na degustację nalewek… a tak innym razem! Teraz tylko szybkie śniadanie. 

Strzałka, szlak, Corno Grande

Czas ruszać dalej, bo cel coraz bliżej. A z drugiej strony, pamiętam, że po południu może zepsuć się pogoda. Na razie jest idealnie więc nie ma co zwlekać. 

Były paski, są kropki!

Ruszam pod górę i od razu zauważam zmianę. O ile do tej pory szlak był oznakowany biało-czerwonymi paskami, o tyle teraz pojawiają się już tylko czerwone kropki. 

Szlak, Corno Grande, skały

Początkowo ścieżka wśród wapiennych skał jest wyraźnie widoczna. Później, gdy wędruję po skałach, nie wszystko jest dla mnie takie oczywiste. Tym bardziej, że pojawiają się kolejne kropki. W lewo wariant 3C, 3D w prawo na Corno Piccolo, a wreszcie mój 3A. Cały czas korzystam z tracku wgranego do zegarka, w chwilach wątpliwości nie rozkładam mapy i nie szukam szlaku, tylko wyznaczam właściwy kierunek i wypatruję kropek. Po odejściu szlaku na Corno Piccolo pojawiają się pierwsze zabezpieczenia. Na tym odcinku składam kijki. Kto zna Rysy i Orlą Perć poradzi sobie bez trudu przy dobrej pogodzie. To co dla mnie było największym wyzwaniem i zajmowało mi czas to właśnie orientacja w terenie i poszukiwanie drogi. Tym bardziej, że szłam sama, a osoby które ruszyły przede mną miały inne plany. 

Corno Piccolo, Apeniny

W ten sposób docieram na wysokość 2700 metrów. Tutaj trawers zbocza i schodzę w dół około 40 metrów. Do tego miejsca wrócę w drodze ze szczytu i pójdę stąd w dół, najpierw szlakiem numer 3, a później numer 2 do schroniska Duca Abruzzi na wysokości 2388 m. 

Widok ze szczytu — niesamowity!

Ale zanim, zanim tam dotrę i zanim zepsuje się pogoda, będzie tak jak na tych zdjęciach!

Wejście na szczyt zajęło mi 3 h 52 minut z Prati di Tivo, do Prati z Pietracamela jest dodatkowa godzina. 

Ale teraz, teraz czas dla mnie. Rozsiadam się wygodnie na szczycie i podziwiam widoki… nie, nie mogę usiedzieć na miejscu. I nie dlatego, że skały takie niewygodne. Ale widoki na wszystkie strony świata i aż po horyzont. Jest jezioro Campotosto, na którym byłam dwa dni wcześniej. I jest Morze Adriatyckie, gdzie będę za kilka dni. I Campo Imperatore – niezwykły i najwyżej położony płaskowyż w Apeninach. I wiele niesamowitych szczytów. Widać moje kolejne kilometry do schroniska Duca Abruzzi. Siedzę, robię zdjęcia, podziwiam. Rozmawiam z ludźmi, którzy wchodzą i schodzą. Robimy sobie zdjęcia. Gratulujemy. Wbiega para biegaczy! No nareszcie ktoś w lekkich i niskich butach — patrzę na ich stopy. Tylko plecaki mamy inne. I znowu rozglądam się wokół od Corno Piccolo, po morze, płaskowyż i schronisko w dole, i jeszcze raz. 

Szczyt, Corno Grande, krzyż, dziewczyna

Jestem szczęściarą. Po wietrznych i kapryśnych dniach mam idealne warunki, by po prostu być w górach. 

Nie spieszę się z zejściem, ale w końcu czas ruszać. Pamiętam, że zapowiadana jest zmiana pogody. Z góry wyraźnie widać szlak do schroniska, początek schodzę więc dokładnie tak jak weszłam. A później trójka skręca w lewo. O ile szlak jest łatwy, o tyle trzeba zwracać uwagę, gdzie się staje. Bywa krucho, a po kilku godzinach marszu łatwo stracić przyczepność. Kilka takich ślizgów wyhamowany dzięki kijkom i mnie się przytrafia.

Mijam się z liczną grupą podchodzącą na szczyt, ale już bez zbytniego ociągania zmierzam do schroniska. Zgodnie z planem tam kończy się kolejny z etapów Sentiero Italia i mogę odpocząć, a nawet przenocować. Nie przenocuję, ale o tym gdzie indziej i innym razem. 

Rifugio Duca degli Abruzzi, Apeniny, Corno Grande

Schronisko to, to kolejna niewielka chatka należąca do CAI. Posiadacze karty Alpenverein skorzystają tu z rabatów i za nocleg i za nocleg z wyżywieniem. Schronisko wybudowano
w 1908 roku, przez 100 lat było kilka razy remontowane, a w 2007 r. zostało przebudowane. Jest i ogrzewanie i prąd i woda pitna pompowana przy pomocy specjalnych pomp z Campo Imperatore. Nie ma jednak pryszniców. W dwóch zbiorowych salach mogą tu przenocować 24 osoby. Można też smacznie zjeść – potrawy typowe dla regionu Abruzzi. Jest i kawa i coś na słodko, a także regionalne grappy i nalewki.  

Po podwójnym espresso można więc zejść niżej, właśnie na wspomniane Campo Imperatore. 

Kto znał prognozę, ten zdążył!

Już w drodze do schroniska nad szczytem pojawiły się chmury. Gdy wychodziłam na szlak w kierunku Campo Imperatore jeszcze ich przybyło. Godzinę później wędrowałam już niewiele widząc wokół. Chmury, mżawka, ograniczona widoczność, wiatr. Jestem szczęściarą!

Corno Grande, szczyt, panorama

Campo Imperatore przyciąga turystów, tym bardziej, że można tu dojechać samochodem albo skorzystać z kursującej przez cały rok kolejki linowej z Fonte Cerreto Assergi. To najwyżej położony płaskowyż w Apeninach, w sercu masywu Gran Sasso i w regionie Abruzzo. Tutaj, w hotelu Campo Imperatore od 28 sierpnia 1943 roku więziony był Benito Mussolini – po odsunięciu od władzy. Stąd też został uwolniony podczas akcji 12 września, tego samego roku. 

Rozglądam się przez chwilę i ruszam dalej przez Abruzzię, czekają na mnie kolejne niezwykłe miejsca. Ale obiecałam napisać jak wrócić na Prati di Tivo. Po zejściu z Corno Grande na wysokość 2315 m w prawo skręca szlak numer 2. Najpierw mija się schronisko Giuseppe Garibaldi (otwarte w weekendy w lipcu i w sierpniu), a później szlak prowadzi tam, gdzie zaczęłam swoją wędrówkę. 

Campo Imperatore, płaskowyż, Apeniny

Corno Grande zdobyłam podczas wędrówki szlakiem Sentiero Italia. Marzyłam o jednym szczycie, a przeszłam 680 km przez włoskie góry. I gdy spisuję wszystko co widziałam i co przeżyłam, to już marzę i planuję kolejne etapy. Poznawanie kolejnych regionów, spotkania
z ludźmi, bycia w drodze.