Szlaki w polskich górach są fantastycznie oznakowane. Pięć kolorów. Znaki, strzałki, szlakowskazy. Czasy przejść. Czasem kilometry – ten sposób widoczny jest na polsko-czeskim pograniczu i w Czechach – w miejscach, gdzie króluje narciarstwo biegowe.
I nie ukrywam, że dystans obok czasu to mój ulubiony sposób znakowania tras.
Włoska fantazja w górach!
A tymczasem setki kilometrów dalej… No cóż, trzeba się przyzwyczaić! Bo Włosi to mają fantazję! Tak mogłabym podsumować dwie wędrówki przez Włochy szlakiem Sentiero Italia. Chociaż częściej pytałam samą siebie: którędy teraz?! Samą siebie, bo niemal nikogo tam nie spotykałam, a zdecydowanie nie wtedy, gdy szukałam właściwej drogi.
- Czerwiec – Fossato di Vico Gubbio…
- Miejsce startu wędrówki – i w czerwcu i we wrześniu
- To samo miejsce, trzy miesiące później!
O oznakowaniu szlaków w polskich górach nie powiem zatem złego słowa. O włoskim oznakowaniu też nie – po pierwsze trzeba się przyzwyczaić, po drugie – mapa podczas tej wędrówki to za mało, moim zdaniem niezbędne są tracki GPS poszczególnych etapów. Te tracki ratowały mnie wielokrotnie. Choć – muszę przyznać, że nie od początku im ufałam, a i później – nie zawsze.
Przykład? Proszę bardzo!
Wyraźna ścieżka prowadzi prosto, a track pokazuje w lewo, w krzaki i chaszcze. Musiałam stracić sporo czasu na poszukiwanie drogi, by w końcu jednak skręcić w te chaszcze i krzaki. I zakład bym przegrała – tak, tam był szlak! Po kilkuset metrach, podczas których żałowałam, że nie mam maczety, chaszcze się rozstąpiły i wyłoniła się wygodna, szeroka i oznakowana trasa!
- Z Norcia do Castelluccio di Norcia – kolejne miasteczka, które ucierpiały podczas trzęsienia ziemi
- Nawet we mgle ten kopiec z kamieni jest dobrze widoczny
- Kolejny piękny odcinek na trasie
- Drewniana tablica z nazwą szczytu – coraz trudniej go odczytać
- Strzałka: tędy na Corno Grande
- Szlak prowadził granią – wiało tak, że przestawiało mnie mimo 10 kg na plecach
Ale zamiast o jakości oznakowania szlaku SI – to się poprawia i w niektórych regionach wszystko jest już odnowione i fantastycznie widoczne – opowiem o sposobach oznaczania szlaku. Tych oficjalnych, i tych mniej – takich wskazówkach przygotowywanych przez innych wędrowców.

Przerwa na podziwianie widoków! Jeden z etapów – szlak z Campo Imperatore do Santo Stefano di Sessanio
Sentiero Italia: sposób na poznanie Włoch
Sentiero Italia to szlak, a właściwie bardzo długa wędrówka, która prowadzi przez całe Włochy, w przeważającej części górami. W zależności od wybranej opcji (CAI, czyli Club Alpino Italiano – oficjalna, Va’Sentiero – dłuższa i rozbudowana) oraz uwzględniając wszystkie warianty to ponad 7000 km albo prawie 8000 km. Szlak prowadzi przez wszystkie regiony i pozwala poznać góry, ale także kulturę, kuchnię, tradycje, ludzi i miasteczka.

Dzień 3 wrześniowej wędrówki: etap z Pantaneto do Visso – miasto bardzo ucierpiało czasie trzęsienia iemi w 2017 r. i do dziś nie została odbudowana jego stara część.
Krótko o historii szlaku
Szlak Sentiero Italia wymyślili w 1983 roku dziennikarze pasjonujący się wędrówkami. Od 1990 roku ideą i szlakiem opiekuje się CAI – Włoski Klub Alpejski. Oficjalna inauguracja trasy nastąpiła w 1995 roku. Nie jest to jednak bardzo popularny szlak, a niektóre jego etapy są rzadko uczęszczane. Od 2018 r. wolontariusze odnawiają i szlak i znaczki. Nadal nie jest jednak idealnie i trzeba być bardzo czujnym. Ot, zamyślisz się i po kilkuset metrach trzeba wracać – pod warunkiem, że coś czuwa nad wędrówką. To coś to alarm w zegarku.
- Biało-czerwone znaki i oznakowanie SI
- Tylko biało-czerwone paski
- A może być i tak…
Sieć ścieżek tworzących Sentiero Italia tam gdzie jest oznakowany, jest oznakowany biało-czerwonymi paskami i napisem „SI”. Tyle historia – teraz praktyka!
To nie jest polska flaga!
We Włoszech szlaki oznakowane są dwoma kolorami: białym i czerwonym. Najczęściej to poziome paski i w takiej właśnie kolejności. Można mieć więc wrażenie, że za każdym zakrętem widać nasze narodowe barwy, ale to jednak nie to. Czasem paski są na odwrót, czasem jest tylko czerwony pasek, a czasem tylko kropka, czerwona. Czasem tak niewielka, stara i na ruchomym kamieniu, że doprawdy, trudno uwierzyć, że to jest jakieś oznakowanie. Ale po kilometrach wędrówki bez znaków ten niewielki znak na kamieniu to był powód do radości!
- Wypatrywane od wielu kilometrów oznakowanie…
- Prawie widać…
Idealnie też bywa!
A jakże! To ta odnowiona część szlaku. Są i znaczki w terenie i tablice informacyjne, a nawet całe zestawy szlakowskazów. Tabliczki z charakterystycznym logo CAI, kierunek marszu, a nawet prognozowany czas przejścia.
- Odnowione oznakowanie szlaku
- Tego dnia na przełęczy tak wiało, że nie dziwiły mnie połamane znaki
- Sentiero Italia – szlak na kilka lat wędrowania…
- Wolontariusze niedawno tu byli!
- Słup jak słup, ale nawet prowizoryczna mapka na kamieniu jest!
- Oznakowanie szlaku przy pustelni, czyli L’Eremo di Serrasanta.
Chociaż ten czas przejścia…
Dwa odcinki szczególnie zapadną mi w pamięci. Oba z czerwcowej wędrówki. Właśnie wkraczam do Toskanii przy akompaniamencie zbliżającej się burzy. Jestem zmęczona, spragniona – bo nie miałam gdzie uzupełnić zapasów wody i muszę ją sobie wydzielać, a przede mną zgodnie z planem 18 km. I nagle informacja:
Passo di Viamaggio 7 godzin
7 godzin?! 18 km i prawie 1000 metrów pod górę?! Nawet z moim plecakiem i zmęczeniem liczyłam, że w ciągu maksymalnie 5 godzin przejdę taki odcinek. Ale 7 godzin! Byłam załamana.
I jeszcze raz spotkało mnie to samo – w ostatnim dniu wędrówki, na ostatnim etapie, kiedy nie tylko spieszyłem się na zimne piwo, ale przede wszystkim na ostatni pociąg do Bolonii. Z Passo della Futa do Montepiano mniej niż 15 km i… 7,5 godziny! Drugi zawał na trasie.
Na szczęście to nie była prawda!
- Oznakowanie idealne! Taka zmyłka – pierwszy dzień czerwcowej wędrówki!
- Wrześniowa wędrówka z Castelluccio di Norcia
- I wszystko jasne dokąd iść!
Zwierzęta, rośliny i pogoda…
Najtrudniej było najczęściej na otwartej przestrzeni. Czasem ścieżki w ogóle nie było widać. Czasem ścieżek było wiele – każda w innym kierunku – i tylko jedna wydeptana przez ludzi. Pozostałe przez konie, krowy, owce… Bywało, że droga była idealna, ale na przeszkodzie stały właśnie konie, stada krów i setki owiec!
- Dzikie konie? Kto ma pierwszeństwo?
- Tego dnia w Abruzzi spotkałam stada krów, koni i owiec…
Nie uwierzysz – najgorsze są stada owiec, a dokładniej psy pilnujące owiec. Duże, białe, zdeterminowane by bronić stada i nie rozumieją polskich krzyków.
A jak nie zwierzęta, to rośliny! Krzaki i chaszcze. Paprocie mojego wzrostu. Ginestra o mocnym zapachu i sztywnych pędach. Albo mgła. I nagle zamiast podziwiać widoki zastanawiam się, gdzie właściwie jest szlak. A jeszcze kilkanaście minut wcześniej było tak pięknie!
- Kopiec z kamieni uzbieranych przez wędrowców
- I nagle nic nie widać!
- Paprocie mojego wzrostu!
- Odurzający zapach podczas czerwcowej wędrówki
Skoro są zwierzęta to są i ogrodzenia. Kolejna przeszkoda na trasie. Czasem trzeba je przeskakiwać, czasem są bramy, a czasem sprytne i niewysokie drabinki do przejścia przez płot. Jeden z takich dni w Toskanii zapamiętałam na dłużej – nie byłam w stanie zliczyć ile tego dnia bram otworzyłam i zamknęłam. Z jedną siłowałam się dobrych kilka minut, zanim udało mi się rozplątać i zdjąć zardzewiałą pętlę.
- Jedno z ułatwień przy pokonywaniu ogrodzeń
- No to hop na drugą stronę
- Szlak przechodził czasem przez winnice, też ogrodzone.
- We wrześniu nie rozumiałam tego tekstu… Proszę, zamknij bramy. Stado jest na wolności.
- I kolejna przeszkoda do pokonania, a za chwilę kolejna i kolejna…
Bramy i ogrodzenia zabezpieczały stada zwierząt. A czasem… takie piękne winogrona! Bardzo fotogeniczne! To był już przedostatni dzień wrześniowej wędrówki w towarzystwie Simone, którego spotkałam na szlaku. Były winogrona, było i wino na koniec dnia, a nawet włoskie przysmaki z pobliskiego sklepu. Miejsce akcji: plac zabaw z dużym drewnianym stołem i ławkami.
Po 21 dniach spędzonych na szlaku powiem, że można się przyzwyczaić do takiego oznakowania.
Jak jest – cokolwiek to jest – to jest super. Można nawet stracić czujność. Jak nie ma znaków albo ścieżki albo i tego i tego – trzeba ufać trackom. A i tak mimo tych pojawiających się niedogodności, tęsknię za tą wędrówką. Będzie zatem ciąg dalszy. I wędrówki i opowieści.
O czy teraz? O ludziach czy o miasteczkach?
Chcesz więcej o Sentiero Italia? Zapraszam do lektury!
27 stycznia 2023 at 19:02
A ja myślałam, że to jest tekst o włoskich górach, szlaku i wędrowaniu… Dokąd ta dyskusja… zawędrowała 😲
27 stycznia 2023 at 21:53
Tak dobrze (albo źle) to tylko w wojsku (ale może nie we włoskim 😉
12 stycznia 2023 at 16:46
Taki — nieco nonszalancki — sposób oznakowania szlaków wynika chyba z tego, że jest ich mnóstwo (szlaków), chętnych do pracy pewnie niewielu — a korzystających…? Więc nie da się przejść i sprawdzić wszystkiego, pieczołowicie odmalowywać od szablonu, co 50-100 metrów, tych paseczków (kiedyś w słowackich Tatrach widzieliśmy taką parkę — przy jednym głazie siedzieli chyba 3 kwadranse, jeśli nie dłużej).
Osobiście nie przepadam też za zbyt natarczywym oznakowaniem szlaków, przypomina mi to jakieś centrum handlowe [->TOALETA WYJŚCIE EWAKUACYJNE <-] Wówczas człowiek coraz mniej myśli, a co gorsza jest mniejsza pokusa do pójścia na szagę lub przypadkowego zejścia ze szlaku (do dziś mam przed oczyma Zittauer Gebirge, gdzie ścieżki krzyżują się co 100 m, każda oznakowana, na prawie każdym skrzyżowaniu drogowskaz… jak się człek od tego nie uwolni, to nie zobaczy niczego innego).
Bajdełej w "porządnych" górach nie będzie nawet tego — co najwyżej pomalowana na czerwono beczka po paliwie rzucona co kilkaset metrów (na szlaku, o ile siły przyrody jej nie zniosą w bok).
12 stycznia 2023 at 16:47
Bajdełej akurat jest fajny filmik na YT od Patagonii
https://www.youtube.com/watch?v=O0PTWu_8SKs
😉
14 stycznia 2023 at 10:57
Piękny film i niesamowite miejsce 🙂 Sprawdziłam na mapie jaka to odległość od MB. A Patagonia, choć jej ubrania posiada tylko Piotr, ma u mnie wielki kredyt zaufania, nie tylko za storytelling, ale za storydoing!
14 stycznia 2023 at 21:14
Natomiast Mer de Glace jest już sobą tylko z nazwy — kupa kamieni. A pamiętam, jak te ileś lat temu najstarsi Francuzi mówili to samo…
15 stycznia 2023 at 09:41
Niestety… Mam gdzieś zdjęcie z 2008 r., na którym widać jak w masywie MB kurczą się lodowce.
15 stycznia 2023 at 10:46
To akurat z przeciwnej strony doliny, ale w połowie l. 90-tych lodowiec bł jeszcze lodowcem…
https://live.staticflickr.com/4004/4620882811_fb67105742_o.jpg
Wyżej też już ponoć wyłazi skała i rumosz:
https://live.staticflickr.com/4042/4621492154_b12cce74bf_o.jpg
14 stycznia 2023 at 21:16
Chouinard jest nieziemsko zakręconym dziadkiem, nie da się ukryć 😉 podejście do biznesu ma nietuzinkowe (do produkcji chyba też).
15 stycznia 2023 at 09:39
A nie tylko kup, kup, kup… Więcej kupipipi 😲
16 stycznia 2023 at 21:49
Aczkolwiek inna sprawa, że na każdym takim niehandlowym filmie Patagonii dość dobrze widać w co ubrani są ci ludzie. Troszkę podprogowe, ale chyba skuteczne.
17 stycznia 2023 at 07:23
Bardzo skuteczne! Jest historia, są emocje… Nic tak nie sprzedaję. 100 razy lepsze niż kup, kup, kup…
A sam film też sporo kosztował, więc zupełnie mnie to nie dziwi. Też chciałabym mieć tam swoje logo, gdybym dała kasę 😀
17 stycznia 2023 at 12:30
Widać ich produkty, bo w końcu o to chodzi. Ale przyznać trzeba, że umieją w to.
18 stycznia 2023 at 17:49
Aczkolwiek przyznać trzeba, że są w promocji tego znaczka w filmach mniej nachalni, niż np. Arcteryx; a może to tylko subiektywne wrażenie, bo przecież całe logo Patagonii jest mniej nachalne 😉
20 stycznia 2023 at 14:42
Chociaż i tak najbardziej podobała mi się ich kampania dotycząca konopi (uprawy konopi na włókna do tkania materiału na ubrania, rzecz jasna 😉
20 stycznia 2023 at 18:53
Logo ptaszydła natomiast na ubraniach bywa bardzo dyskretne. Ten sam kolor nici co materiału i nikt nie musi wiedzieć co noszę 😳
21 stycznia 2023 at 15:12
No tak, czasem potrafią zgasić kolor tego praptaka, żeby się nie chwalił (tekst prawie jak w „Czterech pancernych” 😉
23 stycznia 2023 at 18:19
Ciekawe czy sam dociągnę do 30 komentarzy pod tym postem…? 😉
24 stycznia 2023 at 16:16
Gorąca dyskusja 🤣 pomogę Ci!
24 stycznia 2023 at 16:41
Suuuuuuuuuuuuuuuuuupcio! 🙂 dziękuję! 🙂
27 stycznia 2023 at 08:40
Dzięki zmianie liczby w poziomym zakorzenianiu komentarzy to może się udać 😉
Filmów Ptaszydła nie oglądałem raczej, jednak zgodzę się z Asią, że na ubraniach ich logo bywa dyskretne.
Zwłaszcza w linii miejskiej: sukienki, spodenki męskie, t-shirty, koszule.
Z drugiej strony niektóre t-shirty mają wielgachne logo na klatce. Czyli dla każdego coś dobrego.
Co nie zmienia faktu, że niektóre marki (Dynafit) łatwo rozpoznać z daleka – kurtki mam na myśli.
27 stycznia 2023 at 11:34
Tak, taka zmiana to dobra zmiana 🙂
(co do poznawania z daleka, pamiętam po czym się kiedyś Brytyjczycy poznawali z daleka: „ach, ten siny granat” 😉 a może tylko sami z siebie tak żartowali (Angole mają to specyficzne poczucie humoru, nawet będąc w Alpach francuskich 😉
No i wówczas oni prawie tylko Berghaus i Karrimor; nie wiem czy wówczas już istniał Rab.
12 stycznia 2023 at 20:39
Widzę dla siebie robotę do zrobienia za kilka lat… Będę sobie szła przez Włochy i malowała te znaczki 😄
A poza tym to jestem Włochom bardzo wdzięczna za odnawianie trasy, nawet jeśli robią to dla kilku wariatów, którzy wędrują SI w pojedynkę. Chociaż to i tak zabawne, gdy znaki są tam gdzie trasa jest doskonale widoczna, a tam gdzie nie widać nawet ścieżki nie ma nic 😳 Trzeba sprawdzić jak jest w innych regionach 😄 Choć przyznaję, że jako miłośniczka papierowych map dziwnie się czuję mając elektronikę za przewodnika.
13 stycznia 2023 at 10:54
W niektórych miejscach jest też tak, że różne szlaki wytyczają różne organizacje i każda ma swój pomysł na jego przebieg. Dopóki się nie krzyżują, da się to ogarnąć, ale poza tym niesie ich fantazja.
(Jak potrzeba porządku i poukładania, to do Szwajcarii czy Austrii 😉
14 stycznia 2023 at 10:33
Zawsze podziwiam cyklistów, którzy starają się jeździć wyznaczonymi szlakami — niektórzy przez to więcej stoją niż pedałują, a jeszcze inni ślipią tylko w jakieś urządzenie wiodące przytroczone do kierownicy.
Ale to jest chyba feler tych, którzy swoją przygodę z przygodą terenową zaczęli w czasach, kiedy podpowiadacze elektroniczne były już na wyciągnięcie ręki…
15 stycznia 2023 at 09:52
Na rowerze korzystałam z tracku tylko raz, na Żelaznym Szlaku Rowerowym, onieśmielało mnie oznakowanie po czeskiej stronie. Nie wiem z czego korzystają inni, ale nie trzeba się do tego zatrzymywać. W czasie trekkingu jest jeszcze łatwiej, jak idę zgodnie z trackiem to jest ok, jak skręcę w złą ścieżkę to po 100 metrach mam sygnał, że zeszłam i trzeba wracać. Bardzo pomocne na nieoznakowanych węzłach szlaków i tam, gdzie szlak nagle skręca z wyraźnej drogi w chaszcze 🙂 Trzeba się tylko przyzwyczaić do braku papieru i mieć zapas prądu.
17 stycznia 2023 at 12:33
Oj, zdecydowanie się zgadzam. Lubię jazdę na rowerze m.in szczególnie za możliwość włóczenia się.
Piechotą też można, ale na rowerze szybciej, dalej, więcej.
17 stycznia 2023 at 14:39
…bo jak coś poszło (pojechało) nie tak (nie tędy), to zawsze można spróbować inaczej, albo po prostu nawrócić 😉 Z buta 3 km — alternatywa: na szagę przez gęsty zagajnik — robi różnicę, a na rowerze może po 10 km miałbym myśl, że może trzeba było spojrzeć.
(Ale jak tu w Polsce przejechać 10 km w niewiadomym kierunku? 😉
14 stycznia 2023 at 10:53
Wybaczam Włochom, bo swoją fantazję na szlakach rekompensują kuchnią, otwartością i dolce far niente 😀
15 stycznia 2023 at 21:07
A ja nie rozumiem ich upodobania do zjadania koni…