Szlaki w polskich górach są fantastycznie oznakowane. Pięć kolorów. Znaki, strzałki, szlakowskazy. Czasy przejść. Czasem kilometry – ten sposób widoczny jest na polsko-czeskim pograniczu i w Czechach – w miejscach, gdzie króluje narciarstwo biegowe.
I nie ukrywam, że dystans obok czasu to mój ulubiony sposób znakowania tras. 

Włoska fantazja w górach!

A tymczasem setki kilometrów dalej… No cóż, trzeba się przyzwyczaić! Bo Włosi to mają fantazję! Tak mogłabym podsumować dwie wędrówki przez Włochy szlakiem Sentiero Italia. Chociaż częściej pytałam samą siebie: którędy teraz?! Samą siebie, bo niemal nikogo tam nie spotykałam, a zdecydowanie nie wtedy, gdy szukałam właściwej drogi. 

O oznakowaniu szlaków w polskich górach nie powiem zatem złego słowa. O włoskim oznakowaniu też nie – po pierwsze trzeba się przyzwyczaić, po drugie – mapa podczas tej wędrówki to za mało, moim zdaniem niezbędne są tracki GPS poszczególnych etapów. Te tracki ratowały mnie wielokrotnie. Choć – muszę przyznać, że nie od początku im ufałam, a i później – nie zawsze.

Przykład? Proszę bardzo!

Wyraźna ścieżka prowadzi prosto, a track pokazuje w lewo, w krzaki i chaszcze. Musiałam stracić sporo czasu na poszukiwanie drogi, by w końcu jednak skręcić w te chaszcze i krzaki. I zakład bym przegrała – tak, tam był szlak! Po kilkuset metrach, podczas których żałowałam, że nie mam maczety, chaszcze się rozstąpiły i wyłoniła się wygodna, szeroka i oznakowana trasa!

Ale zamiast o jakości oznakowania szlaku SI – to się poprawia i w niektórych regionach wszystko jest już odnowione i fantastycznie widoczne – opowiem o sposobach oznaczania szlaku. Tych oficjalnych, i tych mniej – takich wskazówkach przygotowywanych przez innych wędrowców. 

Abruzzia, panorama

Przerwa na podziwianie widoków! Jeden z etapów – szlak z Campo Imperatore do Santo Stefano di Sessanio

Sentiero Italia: sposób na poznanie Włoch

Sentiero Italia to szlak, a właściwie bardzo długa wędrówka, która prowadzi przez całe Włochy, w przeważającej części górami. W zależności od wybranej opcji (CAI, czyli Club Alpino Italiano – oficjalna, Va’Sentiero – dłuższa i rozbudowana) oraz uwzględniając wszystkie warianty to ponad 7000 km albo prawie 8000 km. Szlak prowadzi przez wszystkie regiony i pozwala poznać góry, ale także kulturę, kuchnię, tradycje, ludzi i miasteczka.

Sentiero Italia, outdoor, szlak

Dzień 3 wrześniowej wędrówki: etap z Pantaneto do Visso – miasto bardzo ucierpiało czasie trzęsienia iemi w 2017 r. i do dziś nie została odbudowana jego stara część.

Krótko o historii szlaku

Szlak Sentiero Italia wymyślili w 1983 roku dziennikarze pasjonujący się wędrówkami. Od 1990 roku ideą i szlakiem opiekuje się CAI – Włoski Klub Alpejski. Oficjalna inauguracja trasy nastąpiła w 1995 roku. Nie jest to jednak bardzo popularny szlak, a niektóre jego etapy są rzadko uczęszczane. Od 2018 r. wolontariusze odnawiają i szlak i znaczki. Nadal nie jest jednak idealnie i trzeba być bardzo czujnym. Ot, zamyślisz się i po kilkuset metrach trzeba wracać – pod warunkiem, że coś czuwa nad wędrówką. To coś to alarm w zegarku. 

Sieć ścieżek tworzących Sentiero Italia tam gdzie jest oznakowany, jest oznakowany biało-czerwonymi paskami i napisem „SI”. Tyle historia – teraz praktyka!

To nie jest polska flaga!

We Włoszech szlaki oznakowane są dwoma kolorami: białym i czerwonym. Najczęściej to poziome paski i w takiej właśnie kolejności. Można mieć więc wrażenie, że za każdym zakrętem widać nasze narodowe barwy, ale to jednak nie to. Czasem paski są na odwrót, czasem jest tylko czerwony pasek, a czasem tylko kropka, czerwona. Czasem tak niewielka, stara i na ruchomym kamieniu, że doprawdy, trudno uwierzyć, że to jest jakieś oznakowanie. Ale po kilometrach wędrówki bez znaków ten niewielki znak na kamieniu to był powód do radości! 

Idealnie też bywa!

A jakże! To ta odnowiona część szlaku. Są i znaczki w terenie i tablice informacyjne, a nawet całe zestawy szlakowskazów. Tabliczki z charakterystycznym logo CAI, kierunek marszu, a nawet prognozowany czas przejścia. 

Chociaż ten czas przejścia…

Dwa odcinki szczególnie zapadną mi w pamięci. Oba z czerwcowej wędrówki. Właśnie wkraczam do Toskanii przy akompaniamencie zbliżającej się burzy. Jestem zmęczona, spragniona – bo nie miałam gdzie uzupełnić zapasów wody i muszę ją sobie wydzielać, a przede mną zgodnie z planem 18 km. I nagle informacja:

Passo di Viamaggio 7 godzin

7 godzin?! 18 km i prawie 1000 metrów pod górę?! Nawet z moim plecakiem i zmęczeniem liczyłam, że w ciągu maksymalnie 5 godzin przejdę taki odcinek. Ale 7 godzin! Byłam załamana.

Dziewczyna, szczyt, Monte dei Frati

Burza jednak mnie wtedy dogoniła, ale do celu szłam znacznie krócej!

I jeszcze raz spotkało mnie to samo – w ostatnim dniu wędrówki, na ostatnim etapie, kiedy nie tylko spieszyłem się na zimne piwo, ale przede wszystkim na ostatni pociąg do Bolonii. Z Passo della Futa do Montepiano mniej niż 15 km i… 7,5 godziny! Drugi zawał na trasie.

Na szczęście to nie była prawda!

Zwierzęta, rośliny i pogoda…

Najtrudniej było najczęściej na otwartej przestrzeni. Czasem ścieżki w ogóle nie było widać. Czasem ścieżek było wiele – każda w innym kierunku – i tylko jedna wydeptana przez ludzi. Pozostałe przez konie, krowy, owce… Bywało, że droga była idealna, ale na przeszkodzie stały właśnie konie, stada krów i setki owiec!

Nie uwierzysz – najgorsze są stada owiec, a dokładniej psy pilnujące owiec. Duże, białe, zdeterminowane by bronić stada i nie rozumieją polskich krzyków.

A jak nie zwierzęta, to rośliny! Krzaki i chaszcze. Paprocie mojego wzrostu. Ginestra o mocnym zapachu i sztywnych pędach. Albo mgła. I nagle zamiast podziwiać widoki zastanawiam się, gdzie właściwie jest szlak. A jeszcze kilkanaście minut wcześniej było tak pięknie!

 

Skoro są zwierzęta to są i ogrodzenia. Kolejna przeszkoda na trasie. Czasem trzeba je przeskakiwać, czasem są bramy, a czasem sprytne i niewysokie drabinki do przejścia przez płot. Jeden z takich dni w Toskanii zapamiętałam na dłużej – nie byłam w stanie zliczyć ile tego dnia bram otworzyłam i zamknęłam. Z jedną siłowałam się dobrych kilka minut, zanim udało mi się rozplątać i zdjąć zardzewiałą pętlę.

Bramy i ogrodzenia zabezpieczały stada zwierząt. A czasem… takie piękne winogrona! Bardzo fotogeniczne! To był już przedostatni dzień wrześniowej wędrówki w towarzystwie Simone, którego spotkałam na szlaku. Były winogrona, było i wino na koniec dnia, a nawet włoskie przysmaki z pobliskiego sklepu. Miejsce akcji: plac zabaw z dużym drewnianym stołem i ławkami.

Flaga Włoch, szlak, znak

I jeszcze taka ciekawostka – szlak na Monte Zucca – w kolorze włoskiej flagi

Po 21 dniach spędzonych na szlaku powiem, że można się przyzwyczaić do takiego oznakowania.
Jak jest – cokolwiek to jest – to jest super. Można nawet stracić czujność. Jak nie ma znaków albo ścieżki albo i tego i tego – trzeba ufać trackom. A i tak mimo tych pojawiających się niedogodności, tęsknię za tą wędrówką. Będzie zatem ciąg dalszy. I wędrówki i opowieści.

O czy teraz? O ludziach czy o miasteczkach?

Chcesz więcej o Sentiero Italia? Zapraszam do lektury!