20 kwietnia wyruszyłam na szlak Sentiero Italia. Po raz trzeci. Szlak jest niezwykły, bo łączy całe Włochy. Od Lazzaretto di Muggia, przez 20 regionów, w tym Sycylię i Sardynię.
Kilka wariantów albo jak kto woli dodatkowych etapów. W sumie prawie 8000 km!

Niewiarygodne wyzwanie. Albo inaczej, niesamowita okazja do poznania Włoch.

Jak wpadłam na ten pomysł? Przypadkiem!

Sentiero Italia – moja włoska wędrówka

I tak przez przypadek mam plan na kilka lat! A może i resztę życia!

W poprzednim wpisie przeczytasz moje przygody z pierwszych 10 dni tej wędrówki.

Gdy to czytasz ja jestem już w domu – w Polsce 🙂 Zapraszam na przeżycie ze mną drugiej części wędrówki

Wyruszyłam 20 kwietnia z Santa Maria di Leuca z planem przejścia całej Apulii i może jeszcze trochę. Dokąd dotarłam? O tym przeczytasz na końcu 🙂

Pół tysiąca kilometrów i zmiana regionów

500 km, dzień 13.

Niepostrzeżenie przekroczyłam granicę regionów. Na chwilę szlak opuścił Apulię i zaprowadził mnie do Bazylikaty. A ta powitała mnie deszczem. 🌧️ Burzą, przed którą uciekałam na szczyt. Bajeczną zielenią. I ptasim koncertem w lesie 🎶🎵

A teraz siedzę w barze, rozmawiam z barmanem po włosku i piję zasłużone wino.

Dziś mam świetny nocleg, jutro na razie pod namiotem, ale co tam.
Będzie dobrze i sobie poradzę.

Łąka, zielone pole, pagórki, wiatrak w tle, Apulia

Wiatraki i maki. Z tym będę kojarzyć tą wyprawę.

Kamienie, które sie ruszają!

Idę sobie ścieżką przez las. Nie pada, dość ciepło, mam jeszcze kilka kilometrów przed sobą. Góra, dół i tak dalej. Rejestruję kamienie na ścieżce. Takie dość solidne, ale dalej kamienie.

Nic, o czym powinnam myśleć, przejmować się, czy zawracać sobie głowę.
Ominę je albo przejdę nad nimi nawet nie poświęcając im sekundy.
Jak automat.

Ale kamienie zaczynają się ruszać. Im bliżej podchodzę tym bardziej się ruszają.

Przecież nic nie piłam dzisiaj! Tylko wodę i pyszną włoską kawę. To nie kofeina! A może to halucynacje z głodu i zmęczenia?

Pytam siebie – co się dzieje?

I za chwile wszystko jasne. Bo kamienie mają paski. To małe dziki. Leżały sobie na ścieżce i smacznie spały. A tu wędrowiec nadchodzi i zakłóca im sjestę. Ale jak są dzieci to jest i MAMA dzik.

A z nią nie chciałabym się spotkać. Zaczynam stukać kijkami i pasiaczki uciekają do lasu.

Ale gdzie ta mamcia dzik? Zaczynam … śpiewać. Po chwili podnosi się trochę ukryta w trawie mama dzik.

Nie zniosła moich talentów wokalnych 😉 Podniosła się, spojrzała na mnie z wyrzutem i oddaliła się za małymi.

Żółto czerwona łąka, pochmurne niebo, Apulia, szlak Sentiero Italia

Maków było mnóstwo. Co prawda po deszczu takie łąki gwarantowały mi bycie mokrym od dołu – ale cóż 😉

Wronia Góra 

Pod koniec bardzo długiego dla mnie dnia o zachodzie słońca zdobyłam Monte Cornacchia. To najwyższy szczyt grupy górskiej Daunia i całego regionu Apulia (po włosku: Puglia). Ma wysokość 1151 m n.p.m.

Kilka ciekawostek:

✔ południowe zbocze otwiera się w szeroką dolinę, Valmaggiore,
zamieszkaną przez jedyną francusko-prowansalską mniejszość w Apulii,

✔ na zboczu leży jezioro Pescara, jedyne naturalne jezioro górskie w Apulii,

✔ nad jeziorem leśne ścieżki ubarwione są fascynującą obecnością dzikich orchidei i fiołka,

✔ dzika fauna to wilk oraz liczne gatunki ptaków drapieżnych.

Po wejściu na szczyt poszłam kilka kilometrów dalej, aby się rozbić niżej.
W krzakach. Bo niestety schronisko było zamknięte, a próba uzyskania kluczy
(z wyprzedzeniem) spaliła na panewce. Shame on you CAI!

 

 Monte Cornacchia, widok o zachodzie słońca ze szczytu, Sentiero Italia, Apulia

A ja miałam jeszcze dobrych kilka kilometrów dalej do mojego miejsca spania – w krzakach.

Finisz tuż, tuż…

Dwa dni do końca, trzy etapy. Tak było rano… Teraz został już tylko jeden odcinek! Tylko jeden! Dwadzieścia dni za mną, 785 km.

Trzy tygodnie temu to było szalone marzenie, później mnóstwo wątpliwości, trochę przeciwności, wiele radości, sporo wysiłku.

Emocje, ludzie, widoki, wrażenia…

Żeby mi się tylko buty nie rozpadły!

Ubłocone buty biegowe

Buty ze mną wróciły, choć już chciałam je zostawić. Dziury na wylot w cholewce, prawie płaski bieżnik. Dzielnie służyły.

Isernia, moja meta

Kobieta w kurtce z kapturem z plecakiem w deszczu w zbliżeniu

Na mecie w Isernii oczywiście padało. To moja meta. Poszłabym dalej, ale logistycznie nie miałabym jak wrócić na lotnisko. Poza tym nawet ja potrzebuję 3 dni dla siebie bez wędrowania.

Ciao a tutti!

Pozdrawiam z Isernia, mojej mety wędrówki szlakiem Sentiero Italia. 👣
Dziś dotarłam tu, gdzie sobie zaplanowałam i wymarzyłam.
Trzy tygodnie temu Sentiero Italia powitało mnie upałem, a dziś pożegnało deszczem ♥️🇮🇹

Fantastyczna wędrówka przez Apulię, Molize i fragment Bazylikaty.

Te dwa miejsca (Santa Maria di Leuca i Isernia) i dwie daty (20 kwietnia i 10 maja) dzieli 800 km, wiele kroków, uśmiechów i pozdrowień.

Radości, widoki, wysiłek. Ludzie, pozdrowienia, smaki i zapachy.

Prośby o pomoc i bezinteresowne gesty. Dla jednych drobiazgi, dla mnie cały świat.

Jedno jest pewne, ja tu wrócę! Chcesz wiedzieć kiedy?

Zapisz się do newslettera!