100 km w 2 dni! Tylko dla… wariatów albo miłośników Beskidu Żywieckiego! Albo dla jednych i drugich i tych jeszcze co chcą się zmęczyć.
Oczywiście w lżejszej wersji całość można podzielić na trzy części.
Skąd w ogóle pomysł na tę „wyrypę”?
Z „wyrypy” właśnie. Zapisałam się na wydarzenie pod nazwą Wyrypa Beskidzka. 16. edycja i dwie trasy do wyboru – 50 albo 100 km. Start w Rajczy i meta w Chacie na Zagroniu. Wiadomo jaką wersję wybrałam. Setkę. I niestety jej nie ukończyłam, a właściwie dość szybko zrezygnowałam. Prognozy pogody i zapowiadane burze w ogóle powinny zatrzymać mnie w domu. Ale optymistycznie liczyłam, że będzie dobrze. Błyskawica w okolicy Prusowa, która walnęła dosłownie przede mną to był wyraźny sygnał – dość! I zrezygnowałam, choć z wielkim żalem bo na setkę w górach i to ciągłego marszu noc, dzień i zapewne noc miałam wielką ochotę. Chciałam sprawdzić siebie i swoją kondycję.
Sto km w Beskidzie Żywieckim
Trasa setki tak mocno utkwiła mi w głowie, że postanowiłam przejść ją w ramach treningu przed długodystansową wędrówką. 100 km, 5 tys. metrów w górę. I to nie w Beskidzie Wyspowym, gdzie taki marsz góra, dół, góra, dół i tak w kółko, pozwala uzbierać sporo przewyższeń. Nie w Wyspowym, ale w Żywieckim, moim ulubionym miejscu w pobliżu domu.
Jedna, ale ważna modyfikacja. Nie idę non-stop. Zaczynam rano i po całym dniu marszu zatrzymuję się na nocleg w Bacówce na Krawcowym Wierchu. Z moich obliczeń tam miał być półmetek więc idealny moment na odpoczynek. Jak się później okaże… coś poszło nie tak w moich obliczeniach, więc ostrzegam – do bacówki jest „większa połowa”. I pod względem dystansu i przewyższeń.
Dlaczego warto przejść szlak Beskidzkiej Wyrypy? Bo łączy wiele przepięknych tras i miejsc w Beskidzie Żywieckim. Fantastyczne widoki i rozległe polany.
Trasa setki
Rajcza – Hala Boracza – Prusów – Żabnica – Słowianka – Romanka – Sopotnia Mała – Hala Miziowa – Rysianka – Lipowska – Krawców Wierch – Glinka – Soblówka – Bacówka pod Rycerzową – Przegibek – Bendoszka – Młada Hora – Muńcuł – Ujsoły – Chata na Zagroniu
Moja samotna wyrypa
Zamiast więc lipcowej wyrypy, miałam własną wyrypę, w samotności i w swoim tempie, i bez burz. Nie ukrywam, że podczas długich tras lepiej idzie mi się samej, dopasowując tempo do swojej formy i predyspozycji. Moim zdaniem sama idę szybciej niż w towarzystwie. Konieczność wzajemnego dopasowywania się zwalnia całą wędrówkę. To jednak moje subiektywne doświadczenie, na krótszych, takich normalnych dystansach doceniam wybrane towarzystwo. Podyskutować o tym możemy pod tekstem. Zapraszam!
Dzień 1: z Rajczy do Bacówki na Krawcowym Wierchu
Ale… nie najkrótszą drogą!
Dystans: 56 km
3000 m w górę
Zaczęłam wędrówkę o 6.30 planując dotrzeć do Bacówki na późną kolację, tuż przed zmrokiem. Początek to jeden z moich ulubionych szlaków, niebieski – przez Halę Boraczą na Prusów. A potem w dół do Żabnicy. Tyle i tylko tyle podczas nocnej burzy udało mi się przejść w lipcu. Teraz przy Boraczej zatrzymuję się na szybkie śniadanie i schodzę w dół, żeby za chwilę zacząć iść pod górę tylko po drugiej stronie doliny. Do Słowianki kilometry mijają mi szybko – znam ten odcinek niemal na pamięć, a w maju szłam tędy LOOPa.
Tym razem jednak trasa prowadzi przez Romankę, a potem nielubianym przez mnie zejściem z Kotarnicy do Sopotni Wielkiej. Nielubianym, bo dużo tu ruchomych kamieni, a przy tym stromo i długo w dół. Ale bardzo dobrze widać stamtąd kolejny odcinek wędrówki. Znowu będzie w górę aż do Hali Miziowej! W Sopotni w sklepie dokupuję wodę i dorzucam do plecaka półtora litra. Duszkiem wypijam sok pomarańczowy i w drogę. Kolejny odcinek do Rysianki to 14 km i 1000 metrów pod górę. A za mną już ponad 30 i czasu, a dokładnie światła dziennego coraz mniej.
Patrz pod nogi!
Pustki na szlaku i wędrówka w ciszy i samotności beskidzkimi szlakami powodują, że zamyślam się tak bardzo, że żmiję na ścieżce zauważam w ostatniej chwili. Żmija poszła swoją drogą, a ja już uważniej przyglądałam się, gdzie stawiam kroki.
Schronisko na Miziowej omijam bez postoju i ruszam na Rysiankę. Po cichu liczę, że stamtąd będzie już blisko. Nadal pusto, nadal piękne polany i widoki, choć szczyt Pilska w chmurach, a delikatny wiatr chłodzi.
Na Trzech Kopca, skąd w 2 godziny i 15 minut można dojść do Bacówki i Krawcowego Wierchu, powinien był włączyć mi się sygnał ostrzegawczy. Jakim ja sposobem myślałam, że z Rysianki to będzie już blisko, gdy w rzeczywistości jest naokoło?!
Miało być tak blisko…
Na Rysiance szybko sprawdziłam na kalkulatorze szlaków ile do końca. Informacja 3,6 km bardzo mnie ucieszyła, a że mniej więcej tyle brakowało do połowy z setki, nie miałam nawet cienia wątpliwości, że coś „idzie” nie tak!
Jeszcze godzinka i jestem na miejscu i zamawiam ciepły posiłek – tak myślałam, oblizując się w duchu, bo bardzo głodna już byłam. Ale godzina to już blisko, więc nie chciałam zatrzymywać się ani na kilka gryzów ani na kilka łyków.
Gdy wdrapywałam się żółtym szlakiem od miejsca i skrzyżowania szlaków Las Złotnice w kierunku granicy, zadzwonił telefon ze schroniska. Moja nieprecyzyjna informacja „podchodzę tym stromym od potoku” zaowocowała odpowiedzią, że za góra 20 minut będę na miejscu. I nadal wszystko mi się zgadzało. Tak bardzo, że gdy wdrapałam się do niebieskiego, granicznego, tylko rzuciłam okiem na szlakowskaz informujący o czasie do Krawcowego Wierchu… I tylko coś mi się zaczęło nie zgadzać… Powinna być już droga w prawo i polana i poniżej bacówka. Wtedy znowu sięgnęłam po kalkulator i zamiast spodziewanych kilkuset metrów okazało się, że jeszcze 6 km! Czyli półtorej godziny marszu. Zaraz przypomniałam sobie tę zlekceważoną informację! Czyli jednak nie tak szybko zjem kolację!
Bez czołówki ani rusz!
Zjadłam po godzinie i 15 minutach bardzo szybkiego marszu. Zatrzymałam się tylko, by zamienić okulary słoneczne na czołówkę. Dziarsko maszerowałam, jakby nie było już tych 50 km!
Tylko nie wiedziałam czy śpiewać, hałasować czy jednak nie wzbudzać zainteresowania swoją obecnością wśród mieszkańców lasu. Tych większych.
Gdy w końcu minęłam słowacką tabliczkę z informacją, że do przejścia Ujsoły Novot została godzina, już poprawnie policzyłam, że do schroniska został tylko kwadrans. No to gazu! Na bardzo późną kolację.
Zatem jeśli wybierzesz się na wyrypę, to pierwszego dnia na szlak wyrusz wcześnie rano. 56 km to 14 godzin marszu. Tylko marszu. Dolicz przerwy na jedzenie i choćby krótki odpoczynek!
Dzień drugi: z Bacówki na Krawcowym Wierchu do Rajczy
Znowu naokoło!
Dystans: 46 km
1800 m w górę
Łatwizna? Nie do końca! Po 56 km i krótkiej nocy to jednak wyzwanie. I sporo, sporo w dół. A ja kolejny raz przekonuję się, że jednak wolę iść do góry. W drugiej części wyrypy jest też trochę asfaltowych kilometrów, co pewnie ułatwia wędrówkę, gdy idzie się całość bez przerwy na sen. I co dla mnie zaskakujące, obok szlaków znanych niemal na pamięć kilka odcinków dotąd omijanych. I podejście na Muńcuł na dobicie, na koniec, po całym gorącym i bardzo słonecznym dniu. Ale po kolei!
Zejście z Bacówki zaczynam jeszcze przed śniadaniem. Gospodarz śpi, a ja mam przed sobą długi dzień więc nie ma na co czekać. Początek z pięknymi widokami na polskie i czeskie Beskidy, złote łąki i wciąż zielone lasy. Ale w taki poranek już czuć w powietrzu zbliżającą się jesień. Światło, zapach i kolory – nie ma co się łudzić, lato dobiega końca.
Idę na śniadanie!
Zamiast zatrzymać się na śniadanie w Glince podchodzę kolejny asfaltowy odcinek a później przez las i łąki do Soblówki. W wiejskim sklepie ktoś jednak wyjadł mi wszystkie drożdżówki więc zadowalam się ciastkami i jogurtem. Za to miejscówka jest znakomita – między sklepem a kościołem jest plac zabaw i plenerowa siłownia z przyjemnymi ławeczkami.
Trochę tu zamarudziłam, ale Wielka Rycerzowa wzywa. Wędrówka bardzo przyjemnym zielonym szlakiem, aż do granicy i przełęczy Przysłop. Kto zna graniczny szlak z Krawcowego Wierchu przez Ujsoły Novot, ten wie, że omija się w ten sposób wejście i zejście z Úšust zwanego też Oszustem oraz zejście ze Świtkowej (cz. Svitkova). Oba znam i polecam, choćby raz w życiu, żeby się przekonać, że w Beskidzie Żywieckim może być stromo i bardzo stromo! A tu przyjemnie, przez las i polany do przełęczy. I teraz zamiast granicznym szlakiem z wejściem na Wielką Rycerzową, żółtym szlamiem przez las i kolejną piękną polanę prosto do Bacówki! Pusto tu i spokojnie, ale po kilku łykach wody zamierzam na dłużej przysiąść przy schronisku na Przegibku i tam zebrać siły przed wejściem i zejściem w Bendoszki. Wejście będzie krótkie, choć w przygrzewającym mocno słońcu i bez orzeźwiającego wiatru, ale zejście to już wyzwanie dla zmęczonych nóg.
Przegibek – tu dobrze karmią!
Najpierw jednak jest przyjemny niebieski szlak do Przegibka i schronisko z bardzo smaczną kuchnią i śpiewającym kucharzem. Tym razem w menu była zupa czosnkowa (15 zł), naleśniki orawskie czy gołąbki… Można siedzieć i jeść, ale trzeba wędrować! Bendoszka wita mnie pięknymi widokami, polanami i upałem, a potem stromym zejściem niemal do bazy namiotowej Przysłóp Potócki. Tu pieczątka, tu pogaduszki w bazie i tak leci czas, a tu wciąż jeszcze sporo do góry!
Odkryciem jest dla mnie zejście zielonym szlakiem, ścieżką przyrodniczą do Rycerki. Jakoś nigdy mnie tu nie poniosło. Było w dół, to teraz w górę aż do Mładej Hory. I znowu to samo – najpierw w dół, a potem w górę na Przełęcz Kotarz. Tej wypatrywałam już z utęsknieniem i zmęczeniem, co stamtąd jeszcze na Muńcuł trzeba wejść. Najpierw Kotarz jednak, potem zejście, a potem widok na polanę z bacówką. Szczyt, szybkie zdjęcie i teraz w dół do Ujsół. 5 kilometrów i 600 metrów w dół. Jakoś mi się dłuży, choć widoki piękne.
I to już prawie koniec!
Wisienką na torcie pozostaje jeszcze podejście do Chatki na Zagroniu – tu byłaby moja meta lipcowej wyrypy i zejście do Rajczy Nickuliny. A po tem dłużący się marsz asfaltem do stacji kolejowej w Rajczy. W sumie setka! Setka w dwa dni!
Podsumowanie
Dystans łączny: 102 km
Czas przejścia: 24,5 h (bez postojów i odpoczynków)
W górę: 4800 m (3000 m pierwszego dnia na dystansie 56 km)
Nocleg: Bacówka na Krawcowym Wierchu (80 zł w pokoju na wyłączność)
7 września 2024 at 09:03
Kondycja i forma jest! Świetny ten niebieski z Rajczy do Boraczej! Szedłem go w tygodniu co prawda, ale wrażenie bycia samotnym na szlaku robiło swoje.
4 września 2024 at 12:37
Już wspominałem, że szkoda, że nie ma tej konkurencji na Olimpiadzie — byłoby jeszcze jedno złoto dla Polski 😉
4 września 2024 at 14:51
Dziękuję… eh, żeby za takie tam chodzenie medal dawali… 😂
A poważnie, to zapraszam w Beskidy na kawałek tej trasy 😀