Za rok półmaraton Garda Trentino będzie miał swoje święto. Odbędzie się już po raz dwudziesty. Mam już plan na ten bieg. Siedzę sobie w pobliżu mety, sączę wino / aperola spritza lub ewentualnie kawę i jem coś małego i dobrego, zdecydowanie na słodko. Nie biegnę. Będę kibicem, fotografem, logistykiem, trenerem! Wystawiam swojego zawodnika 🙂 Ja swoje zrobiłam w niedzielę 14 listopada 2021. 

1.53.47 to mój najlepszy czas w półmaratonie.

Trzy lata temu na trasie Garda Trentino Half Marathon też gnałam, ale jednak o ponad trzy minuty wolniej: 1.57.12. 

Rok temu na trasie bez atestu, w ramach wirtualnej rywalizacji na miarę pandemii, czyli Jastrzębie Uskrzydla otarłam się nawet o wirtualne podium. Byłam jednak dokładnie o minutę wolniejsza niż dzisiaj. 

 

W niedzielę 14 listopada 2021 r. solidnie się zmęczyłam. Jak myślę o tych wszystkich biegach, to chyba nawet żaden maraton nie dał mi tak w kość. Jedyne co aktualnie mogę i na co ma ochotę to siedzieć na łóżku, jeść i pić. Niestety za oknem pada – mam widok na ścianę drzew oliwnych i deszcz, i pizza sama nie przyjdzie. Cannoli sycyliani też nie. Świętowanie będzie musiało zaczekać, ale ja akurat mam na to czas. 

Tym razem coś poszło nie tak? Gdzie jest radość?

Zwykle po biegu mam uradowaną minę, na szyi medal, w oczach ogniki radości i dziką satysfakcję wypisaną na twarzy. Moje zdjęcie z tej mety nie wygląda jak z reklamy biegu. Jestem na nim wykończona, wybiegałam wszystko co mogłam i dokładnie tyle. O ile ponad miesiąc temu w Wiedniu mogłam rozdzielić swoim entuzjazmem, radością i sukcesem jeszcze kilku biegaczy, o tyle tym razem to była dobrze zrobiona robota. W takim skupieniu dawno już nie biegłam. Moje zdjęcia z trasy robione przez ekipę organizatorów będą ciekawe. Jeszcze na nie czekam, ale zdecydowanie zestawię je z tymi wiedeńskimi!

Dziewczyna, meta, Riva del Garda, Garda Trentino, półmaraton

Tak, to będzie moja meta! Dzień przed startem jest zawsze najlepszy!

Stres czy może jednak choroba?

Tym bardziej, że dzień przed biegiem nagle wszystko się zaczęło psuć. W dobie koronawirusa całą sobotę dygotałam z zimna. Nie mogłam się rozgrzać. Do tego stopnia, że wchodząc na halę po odbiór pakietu startowego zamarłem na widok termometru. A jeśli mam gorączkę i coś właśnie mnie „bierze”?! Nie wiem co pokazał termometr, ale weszłam, odebrałam pakiet startowy, zjadłam trzy kawałki strudla jabłkowego. 

Biegnie w czasach pandemii

Niestety pandemia mocno dała się organizatorom Garda Trentino Half Marathon we znaki. To co trzy lata temu było takim super dodatkiem do tych zawodów prawie nie istniało. EXPO skromniutkie. Kilka stoisk, w tym jedno regionu Garda Trentino. Szybki odbiór numeru startowego i czipa, zestaw dla biegaczki – tu oprócz niebieskiego plecaka jeszcze fajna kosmetyczka. Kilka przekąsek i koniec. Przedbiegowe party też się skurczyło, choć i tak dobrze, że było. Ta decyzja zapadła w ostatniej chwili. W piątek pizza party (za rok postaramy się dolecieć na czas), w sobotę strudel party – tym razem serwowane do stołu, więc po trzech kawałkach nie miałam już sumienia wpatrywać się tęsknym wzrokiem w wolontariuszy. Zamiast deski serów, wędlin i lokalnego pieczywa były po prostu bułki z serem. Ale – dobrze, że były. Wino, woda, soki i piwo. W niedzielę biegowe śniadanie zjadł mój osobisty kibic, ciasta, jogurty, owoce… Tak, tak, odbiję sobie za rok. 

Pogoda nie dla biegaczy

I zapewne za rok, skoro nie pobiegnę, pogoda dopisze. Bo o ile trzy lata temu było dość ciepło i głównie towarzyszyła biegaczom mżawka, o tyle tym razem już czekając na start zmarzłam i zmokłam. A do swojej strefy poszłam dość późno, co zemściło się na pierwszych kilometrach. Gdzie to słońce, którym tak często chwalą się organizatorzy – myślałam?

W czasach pandemii nie było też depozytów, szatni, ciepłego posiłku o biegu, transportu między startem a metą. Dobrze jednak, że medale były, ciężkie z XIII-wieczną miejską wieżą zegarową, która jest jednym z symboli Riva del Garda. Przyznam, że po tych wszystkich green passach, deklaracjach, certyfikatach medycznych, mierzeniu temperatury i znakowaniu nas opaskami na rękach, obowiązek startu i biegu przez 500 metrów w maseczce oraz konieczność ubrania maseczki zaraz po dotarciu do mety to już było dla mnie za dużo. Tym bardziej, że moim zdaniem organizatorzy nie zapewnili miejsca, gdzie maseczki można by wyrzucić, nie wspomnę już o braku komfortu podczas biegu w maseczce. I tu była istna samowolka. Mam nadzieję, że za rok będzie już normalnie, jeśli taka normalność jest możliwa. 

Garda Trentino Half Marathon – trasa

Trasa bez zmian: dwa pierwsze kilometry lekko w dół, później drogą wzdłuż centrum i jeziora Garda, po wybiegnięciu z Rivy, za drugim tunelem i za Monte Brione szlak skręca w lewo i prowadzi do Arco. W Arco jest dokładnie 11 kilometr trasy, stamtąd ścieżką rowerową wzdłuż rzeki Sarca do brzegu jeziora i dalej trasą rowerowo-spacerową na Piazza III Novembre, gdzie jest meta biegu. 

Tyle suchych faktów. A emocje? 

Garda Trentino Half Marathon – rzeczywistość

Dwa-trzy pierwsze kilometry były walką. Nie o przetrwanie, ale o miejsce w szeregu. Zanim znalazłam kawałek swojego miejsca, by biec w miarę równym tempem, przyspieszałem, wyprzedzała, zwalniałam. A to mnie ktoś zablokował, a to musiałam się przecisnąć. Spodziewałam się, że biegaczy będzie mniej niż 3 lata temu, a jednak było ciasno. Mimo że początek biegu to szeroka, główna droga w Rivie. Także wracając do Rivy na trasie było dość gęsto. Trzy lata wcześniej towarzystwa miałam niewiele, a tym razem w podobnym do mnie tempie biegło znacznie więcej osób.

Jeśli miałam powalczyć o swój najlepszy wynik to powinnam trzymać się tempa 5.20-24 na kilometr, co na dystansie 21 km jest dla mnie dużym wyzwaniem. Na dodatek ostatnie tygodnie przed startem nie były łatwe emocjonalnie, co odbiło się i na moim bieganiu (jego tempie i lekkości) i na poczuciu wartości. Próba wizualizacji sukcesu, walki na ostatnich kilometrach i triumfu na mecie dzień wcześniej przychodziła mi z dużym trudem. Przed snem do mety już nie dobiegłam. 

Moja taktyka na półmaraton Garda Trentino

Metodę na bieg miałam taką samą jak trzy lata temu. Skoro wtedy się sprawdziła… Podzieliłam trasę na cztery pięcio kilometrowe odcinki. Albo jeszcze inaczej – dobiegnij do Arco i wracaj do Rivy. Wtedy to się sprawdziło, teraz w sumie też. Choć jak porównam te dwa biegi – 3 lata temu biegłam niespodziewanie dla siebie szybko i radośnie, z wyjątkiem wymagającej końcówki, a tym razem było szybciej i znacznie trudniej. Może to wiek już robi różnicę? Po udanej walce o swoje miejsce na trasie pokonałam 5 kilometrów, kolejne 5 to była mieszanka zwątpienia, niedowierzania i jednak siły by się nie poddać zbyt wcześniej. Później będzie łatwiej – oszukiwałam samą siebie. 

Meta, Riva del Garda, półmaraton

Meta Garda Trentino Half Marathon

Zwątpienia – bo wiedziałam, że pierwsze kilometry i tempo jakie narzuciłam sobie i to szarpanie, mogą się zemścić. Niedowierzania, bo gdy dogoniłam zające biegnące na 1:59 okazało się, że po chwili tak przyspieszyli, że mój bieg na poniżej 1.57 a może i 1.55 jest … wolniejszy. Jak to możliwe – czy ja się pomyliłam w liczeniu?! Trochę czasu i rytmu straciłam walcząc na pierwszym punkcie żywieniowym z wodą – spróbujcie w biegu odkręcić szczelnie zamkniętą butelkę. Na drugim – po wodę nawet nie sięgnęłam – przed Arco otworzyłam żel, na punktach organizatorzy mieli tylko wodę. Na trzecim – pierwsza śliska butelka wymknęła mi się z rąk, zawartość drugiej w większości została na mnie. Było mi już jednak prawie wszystko jedno – deszcz z nieba, woda z butelki i kałuże, które dawno przestałam omijać. Po trzech piątkach meta była coraz bliżej, a jednak wciąż okrutnie daleko. Niby tylko 6 km, a nawet 5+1, ale to wciąż tak daleko. 

6 km, czyli 2 * 3 km, albo 5 + 1

No to jedziemy z tym motywowaniem, czy może oszukiwaniem samej siebie. 

No co, pół godziny nie wytrzymasz, no nie żartuj?! Tyle się nabiegałaś i teraz się poddasz – to przecież tylko dwie pętelki wokół lotniska?! (Dla niewtajemniczonych to jedno z moich miejsc biegowych, gdy chcę pobiegać po prawie płaskim terenie) No dajesz, dajesz, nie rób wstydu, jeszcze chwila będzie po robocie! 

Powiem, że pół godziny to jednak bardzo dużo czasu, żeby sobie z tym poradzić, więc jeszcze bardziej podzieliłam ostatni etap. Teraz biegłam nie parkruna tylko 1 kilometr. A później kolejny. I jeszcze jeden. Zobacz – jeszcze ten jeden i 19 km za Tobą. To wymęcz jeszcze ten jeden, a potem będzie już bardzo blisko. 20 i lecisz do mety. Tego lecisz jednak zupełnie nie było, jestem w stanie sobie wyobrazić nawet grymas na mojej twarzy, gdy wpadałam na linię mety. Rzut oka na zegarek, szybka myśl – no pozamiatałaś wszystko – i … żadnej radości. Zamiast tego oparłam się o barierki i czekałam aż ktoś znajomy poklepie mnie po plecach. Zapyta jak poszło. Może wtedy do mnie dotrze i eksploduje radość?

Zegarek, Suunto, czas, półmaraton

Mój najlepszy czas w półmaratonie: 1.53.47

Doszło, dotarło, popatrzyłam na zegarek, uwieczniony został czas, rozejrzałam się za wybieganym medalem. I … tyle. Nawet nie pozowałam z medalem do zdjęcia. 

Biegaczka, meta, zmęczenie, półmaraton Garda

Bieganie w różu, ale bez różu! Mistrz drugiego planu!

To zdjęcie jest jednak genialne – to jest cała prawda o bieganiu. Zmęczenie, walka i brak siły nawet na uśmiech. I jeszcze mistrz drugiego planu – jak ja go rozumiem!

Do domu! Pod gorący prysznic, jeść i odpoczywać. Dwa kilometry tej trasy pokonałam na sztywnych nogach, wykończona i prawie zupełnie nieciesząca się z wykonanej roboty. 

Post-race blues

Co się ze mną dzieje? Przecież tego chciałaś? Przecież ostatnie tygodnie i miesiące miały właśnie taki cel! Tyle pracy i masz to! Medal wielki i ciężki – podsumowanie wszystkiego. I co dalej – a bo ja wiem?! Najpierw jadłam i piłam na zmianę, później drzemałam, czytałam i odpoczywałam. Nadal ciężko mi usiąść i zejść po schodach – jak po najtrudniejszym maratonie.

Dziewczyna, meta, uśmiech

Zaraz się uśmiechnę!

Ale to już w zasadzie koniec – i tego biegu, i realizacji celu i drogi do niego. Pojedynczych kroków, które dawały mi tyle sprzecznych emocji. Koniec i już. Dzień później usłyszałam pytanie o kolejny bieg, plany na przyszły rok, miejsce gdzie chciałbym pobiec. No, nie wiem, nie ma takiego. Jakoś nic nie planuję. 42 km jak wiadomo mnie nie kręcą, połówka, dycha – ciężko będzie jeszcze coś urwać z tego co w tym roku nabiegałam. I co teraz z tym bieganiem?

Jakiś pomysł? Zostaw w komentarzu pod tekstem. Bo że będę biegać dla przyjemności i żeby jeść ciasteczka to wiadomo!